poniedziałek, 28 lutego 2011

Idź zawsze do przodu.

Dokładnie tak! Z miesiąca na miesiąc, z dnia na dzień, z godziny na godzinę i minuty na minutę - idź zawsze do przodu (jak śpiewał dżem)! Myśl co chcesz osiągnąć i dąż do tego, bo warto:) Naprawdę aż się zdziwiłem ile takie wyznaczanie celów przez cały miesiąc może zmienić w moim życiu, jak bardzo potrafi mi to poprawić humor. Codziennie coś sobie postanawiałem, codziennie do tego dążyłem i - bądźmy szczerzy - codziennie wieczorem miałem uśmiech na twarzy, że znów zrobiłem krok do przodu:) Także warto. Korzystając z okazji - że znów miesiąc dobiega końca - małe podsumowanie;)
Finansowo miesiąc ten wypadł o wiele lepiej niż poprzedni - fakt - nie odłożyłem zbyt wiele, ale i tak w porównaniu do poprzedniego miesiąca robię postępy. Jak chodzi o związek - myślę, że bez zmian od wielu miesięcy - sinusoida;) Napiszę coś jeszcze na ten temat:). Praca? Sprzedaję na luzie po kilka ofert dziennie i ogólnie dobrze się w tym czuję. Zresztą płacą mi za gadanie - czysta przyjemność:) Znajomi? Tu ewidentne postępy, mam wsparcie i znajomych z którymi naprawdę świetnie się dogaduję:) Jak wygląda z celami miesięcznymi? Zobaczcie sami:)

Cele miesięczne:
• Przytyć 5kg - ważę 48,5 - przytyłem 1,5kg (ale zawsze to o 1,5kg więcej!)
• Zdać egzaminy - sesja zaliczona:)
• Nauczyć się kroków do "Time of my life" - myślę, że nauczyłem się bardzo dużo - ale to jeszcze nie to;)
• Poświęcić pół godziny tygodniowo na grę na klawiszach - bezproblemowo.
• Zaliczyć imprezę z kumplami - zaliczona;)
• Zaliczyć imprezę z dziewczyną - to zależy co znaczy "impreza"...
• Zaliczyć salsotekę - nie zaliczona i nie żałuję:)
• Przeczytać "Hormon nieszczęścia" Danuty Noszczyńskiej - Nigdzie nie można wypożyczyć, a na kupno szkoda kasy;)

Cele dzienne:
• Zaliczyć imprezę urodzinową kuzyna - :)
• Spotkać się z Miśką - Od sb wieczora do dziś :)
• Pogadać w sprawie pracy z Adamem - przesunięte
• Piwo z księdzem? - Za tydzień? ;)
Wt 29.02.11
Cel:

• Wyznaczyć cele na marzec
• Przepisać trochę książki


----------------------------------------------------------------------------

Wracając do klasy… Gosia ze mną nie rozmawia – i dobrze. Jej teksty czasem doprowadzają mnie do takiej furii… takie dwulicowe stworzenie… Z jednej strony dobra „Matka Polka” a z drugiej normalnie laska się jak prostytutka zachowuje. Mam jej powyżej uszu. Jak większość tej klasy zresztą. Magda z Martą, od początku roku ciągle o tym samym – nauka, nauka, nauka, biologia, biologia, biologia. Świra można dostać. Mam ich powyżej uszu – one mnie zresztą też. I tym sposobem stałem się hipokrytą. Jestem taki jak ta klasa. Zjeżdżam ludzi za plecami. No… ale trudno. Ta klasa zniszczy każdego. Każdego idealistę zamieni w proch. Jedynie Ania taka sama. Nigdy nic nie powie, nic sobie nie robi z drwin i kpin. Nikomu nie wchodzi w drogę. Strasznie zamknięta w sobie jest. Ciężko mi się skupić. Moje myśli krążą wokół niej. Ratuję się myślą, że to przejdzie. Zawsze przechodzi. Gdyby tak głębiej się zastanowić… jest strasznie dużo osób w klasie, których ja praktycznie nie znam. Ale w sumie, chyba nawet nie chcę ich poznać. Ich styl mówienia, zachowania, ich zainteresowania, wszystko to mnie od nich odrzuca. Na dobrą sprawę, tak bliżej chciałbym poznać tylko Oliwię i Justynę. One dwie jako jedyne wydają się z całej klasy tego warte. W ogóle klasa jest zgrana tylko pod jednym względem. Kiedy stwierdzają, że „ta klasa jest do dupy” – wtedy się ze sobą zgadzają. Gdyby zapytać ich o cokolwiek i dać dwie możliwe opcje to na 31 osób jedna by była nieobecna (Kunegund jak sądzę), 15 by było za jedną opcją i 15 za drugą. Taka jest już ta klasa.

sobota, 26 lutego 2011

Bezkarny kat.

Opisywana tutaj sytuacja miała miejsce 25.02.11 około godziny 14.30 w autobusie nr. 6 linii KZKGOP jadącym w stronę "Katowice Stawowa". Pijany mężczyzna znęcał się nad trzymanym przez siebie na uwięzi psem. Jak dokładnie ów pan (celowo napisane z małej litery, przez brak szacunku) się zachowywał? Zaczęło się od klnięcia i wyzywania swojego psa, poprzez rozkazanie mu aby odszedł kawałek dalej i z całej siły ciągnięcie go za pysk w swoim kierunku. Do tego momentu jeszcze nie reagowałem. Dopiero w chwili kiedy właściciel zaczął okładać 'swojego pupila' ręką i smyczą nie wytrzymałem. Głośno powiedziałem, że ma skończyć katować swojego psa. Gość zdziwiony zapytał "ja?" na co moja odpowiedź - za katowanie psa do dwóch lat pozbawienia wolności (naturalnie do tego momentu nie miałem pojęcia ile za to grozi). Wtrąciła się kobieta jadąca za mną słowami "już mam zdjęcia teraz dzwonię na policję". Do tego momentu najsmutniejsze było to, że na cały autobus pełen ludzi zareagowaliśmy tylko my. Czy strach przed zwróceniem komuś uwagi jest aż tak paraliżujący? Czy po prostu w ludziach obudziła się znieczulica? Co się stało z tym światem? Dlaczego nie widzicie tego co dzieje się dalej niż czubek waszego nosa? Może czasem warto zareagować żeby komuś nie działa się krzywda? Wracając jednak do sytuacji. Chwilę później mężczyzna wysiadł (wytoczył się) z autobusu, a nie wzruszona, mocno zdenerwowana kobieta za nim. Ja chwilę jeszcze siedziałem po czym widząc, że ów właściciel psa na przystanku naskakuje na kobietę wysiadłem również i z wrzaskiem w stylu (proszę się odsunąć albo oskarżę Pana o napaść) podbiegłem bliżej. Tak to już jest, że kiedy nie mogę załatwić czegoś siłą, bo jestem hmm postury dość wątłej zwłaszcza przy konkretnej masie pijaka - załatwiam gadką, która jednak na niektórych działa. Facet odsunął się a kobieta zadzwoniła na policję. Po trzech minutach widziałem, że nic nie wskórała i poprosiłem o przekazanie mi telefonu. Wyjaśniłem policjantowi sytuację i poprosiłem o przysłanie patrolu. Policjant odmówił słowami "jeśli pies nie krwawi to nic się nie stało". Zapytałem czy gdyby to było dziecko to też by tak powiedział, na co usłyszałem "to tylko pies". Czy tacy ludzie naprawdę mają bronić naszego społeczeństwa? Zdenerwowany do granic możliwości zebrałem dane osobowe policjanta. Z racji tego, że policjant jest funkcjonariuszem służby publicznej - dane te są jawne. Funkcjonariusz nazywa się Sławomir Ziółkowski i jest aspirantem. Na tym rozmowa ta się skończyła. Kobieta zebrała dane osoby nietrzeźwej (na jej prośbę dane te zostały jej udzielone) po czym ustaliliśmy, że sprawy tej tak nie zostawimy. Ja skontaktowałem się z Fundacją ochrony praw zwierząt, gdzie poinformowano mnie, że niestety "nic nie można zrobić - przynajmniej legalnie". Sprawy tej jednak tak nie zostawię i w pn. skontaktuję się z różnymi wydawnictwami. Przy odrobinie szczęścia ktoś dowie się w jaki sposób polskie prawo chroni katów zwierzęcych i być może obudzi w Polakach jakieś, najwyraźniej dawno zapomniane, współczucia.

Na zakończenie chciałbym prosić was o reakcję. Tu nie chodzi o to, żeby teraz nagle każdy biegał po instytucjach i wspomagał fundację. Tu chodzi o to, żebyście zareagowali widząc krzywdę. Bez względu na to czy jest to krzywda ludzka czy zwierzęca, i bez względu na to, czy policja udzieli wam pomocy. I jeszcze jedno… jak dzwonicie na policję a przedstawi wam się Ziółkowski Sławomir - możecie odłożyć słuchawkę.

Cel:
• dotrwać do wieczoru - ;)
• Sprzedać jak najwięcej w pracy - dostałem wolne po trzech godzinach
• Przepisać trochę książki - mało bo mało ale przepisałem.
Sb - Nd 26 - 27.02.11
Cel:

• Zaliczyć imprezę urodzinową kuzyna (Wszystkiego najlepszego Marcel!)
• Spotkać się z Miśką
• Pogadać w sprawie pracy z Adamem
• Piwo z księdzem?
Waga: ???

----------------------------------------------------------------------------

Muszę przestać o niej myśleć. Popatrzę na klasę. Mirosława (i znowu zaczynam o niej myśleć!!) rozmawia z Grażyną. W klasie panuje przyjemny szum i gwar. Ludzie są lekko podenerwowani bo za godzinę j. Polski i kartkówka. A mi wszystko jedno. Mi w ogóle jest teraz wszystko jedno. Jędrzej z Wiktorią zawzięcie rozmawiają. Chyba uczą się wiersza na polski. Mirosława mnie ignoruje (znowu do niej wracam…), Magda z Martą zamyślone. Ewidentnie bujają w obłokach. Mirosława rozmawia ze wszystkimi tylko nie ze mną. Masz Ci los! Jak długo jeszcze będę o niej myśleć? Alicja z Tomkiem rozmawiają. O! Odezwała się (Mirosława)! Zapytała mnie czy swoim zachowaniem dawała mi jakąś nadzieję. Nie. Nie dawała. Zapytała „dlaczego ja?”. A skąd ja mam to wiedzieć? Na końcu stwierdziła „twoje uczucie – twój problem”. Normalnie nic tylko sobie żyły podciąć. I tutaj sprawdza się po raz kolejny… „Albo zajęta, albo lesbijka, albo mnie nie chce”. Hurra.

piątek, 25 lutego 2011

Spiż night :)

Ach… cóż to była za noc! Ekipa bajer, naprawdę (Michał, Tomek [Pan Żabka], Blondas, Laura - dzięki! :)) ). Muzyka - genialna - lata 80, 90, rozkręciliśmy imprezę, bo po naszym przyjściu nikt nie tańczył. A wystarczyło dj powiedzieć co ma puszczać (na start - Let's Twist again) i ludzie zaraz się na parkiecie znaleźli:) Blondas wywijał konkretnie (Laura zresztą nie była gorsza), Michał robił furorę swoim 'stajlem', a ja? Ja po prostu rewelacyjnie się bawiłem. Pan Żabka kombinował drinki (malibu z mlekiem ach…) i też konkretnie wyrywał. Ale gwoździem programu było mambo, które zatańczyłem z Blondasem - to było coś. Naprawdę zrobiliśmy show:) Niech o tym świadczą zdumione miny wszystkich na sali i wlepione w nas spojrzenia. Nie czarujmy się - nie wiele osób na dyskotekach tańczy mambo. A nam nie chwaląc się wyszło perfekcyjnie:) Z ciekawszych akcji - kiedy skończyła się kasa Pan Żabka nie wiele się namyślając wyciągnął banknot z portfela i ku zdumieniu wszystkich obecnych - wszystkim postawił kolejkę, za co oczywiście Ci Tomuś dziękujemy:) Po imprezie zrzuta na taxę (po dyszkę nas wyszło także spoko) a miły taksówkarz rozpoznawszy we mnie fana dżemu zabrał mnie i Michała na Rudę, gdzie przenocowaliśmy do… no w sumie do teraz. Także naprawdę impreza była konkretna:)

Cel:
• Iść na imprezę! - :)
• Dobrze się bawić na imprezie! - Oj bawiłem się… :)
Pt 25.02.11
Cel:

• Napisałbym, 'wyleczyć kaca' - ale aż tyle nie wypiłem bo nic mi nie ma;) więc - dotrwać do wieczoru
• Sprzedać jak najwięcej w pracy
• Przepisać trochę książki
Waga: ??? Nie wiem gdzie mam wagę.

Zanim po raz kolejny zaproszę was do lektury mojej Licealnej Książki mam do was pytanie. Czy każdy z was kiedyś przeżywał takie problemy, takie myśli i takie stresy jak ja wtedy? Czy po prostu coś ze mną nie tak? Zastanówcie się nad tym podczas lektury tego fragmentu;)

----------------------------------------------------------------------------

Załóżmy, że jej powiem. Jak ona zareaguje? Co mi odpowie? A może ona czuje dokładnie to samo co ja? A jeśli nie? Jeśli to wszystko po tej rozmowie pryśnie jak bańka mydlana? Jeśli stracę ją? I znów będę cierpiał… Ech. Nie mam siły już ani o tym myśleć, ani rozważać co zrobić. Czas na relaks. Pokręcę film;) Tak się zastanawiam… Co ona by zrobiła gdybym ją tak przy wszystkich pocałował? Tak dajmy na to, że stoi sobie wśród tłumu szkolnego, rozmawia z koleżankami a ja stoję przed nią i tak ni z tego ni z owego ją całuję… Odwzajemniłaby? Może… W filmach wszystko jest możliwe. W życiu pewnie dostałbym w pysk. Ale to jest film… kręcę więc dalej. Bum! To sobie pomarzyłem – dzwonek – wracamy do rzeczywistości.

No i stało się… Powiedziałem jej prawdę. Lżej mi trochę… Ale stało się to czego tak bardzo się bałem. Odrzucenia. Kiedy ona dowiedziała się co czuję… nic nie powiedziała, nie skomentowała i chyba chce ze mną urwać kontakt. A co ja mam zrobić? Nic. Pocierpię trochę i tyle. Przejdzie. Zawsze przechodzi. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Ja powoli wariuję! Wariuję, bo nie wiem „na czym stoję”! Nie wiem co ona o mnie myśli, co czuje. Nic nie wiem! Ale sam fakt, że się ode mnie odsuwa, wyjaśnia chyba wszystko. Dlaczego, to nie może być prostsze? Dlaczego tak po prostu nie może mi powiedzieć, co czuje i myśli? Czy to jest takie trudne? Nie mam już sił. Poczekam aż zauroczenie minie i po sprawie. Będę cierpiał, to pewne, ale trudno. Czasem lepiej nie mówić co się czuje. A ja jestem tego żywym dowodem w tym momencie.

środa, 23 lutego 2011

Ostatnie dni wolności.

Tak wiem, że tytuł brzmi jakbym co najmniej miał iść do więzienia;) Nie cieszcie się, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie;) Pisząc ten tytuł miałem raczej na myśli ostatnie dni przed początkiem nowego semestru akademickiego… Powiem szczerze, że sam się dziwię, że dotrwałem tak daleko. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę studiował! Ba, że będę studiował EKONOMIĘ… Nie założyłbym się nawet o grosz. A tu proszę, przetrwałem nawet pierwszy semestr! Aż dziw bierze… Tak czy inaczej… co robi student przed początkiem nowego semestru? Korzysta moi państwo, korzysta. A korzysta z dobrodziejstw ostatnich dni wolności, ostatnich dni 'świętego spokoju' i ostatnich dni przyjemności. Czyli jednym słowem imprezuje. Ja bynajmniej gorszy być nie zamierzam i w dniu jutrzejszym zwiedzam pomarańczę w Katowicach:) Grają jak co tydzień lata 80,90 a więc moje ulubione klimaty:) Normalnie tylko będę wyczekiwać na "The time of my life"… ostatecznie już potrafię znaczącą część tego tańca:) W sb wybieram się do mojego kuzynka na urodziny (więc w sumie tez impreza), niedziela już spokojniej… a w przyszłym tygodniu… cóż, w przyszłym tygodniu niestety znów zaczyna się nauka. Czy raczej ściąganie, kserowanie i udawanie;)

Jak chodzi o sprawy prywatne… Dzisiaj mija dokładnie 18 miesięcy od kiedy jestem z Miśką. Jednocześnie wczoraj minęło 19 miesięcy naszej znajomości w ogóle:) Powiem szczerze, że momentami się dziwię, że ona ze mną jeszcze wytrzymuje… Jest to jedyny tak poważny związek w moim życiu. I jedyny, który aż tak serio traktuję… Kochanie - dziękuję;* Myślę, że ani się obejrzymy będziemy mieli po 60 lat;)
Cel:
• Mieć cel w pracy - mam, ale było ciężko:)
• Przepisać trochę książki - nie mam już sił na to dzisiaj - wybaczcie...
czw 24.02.11
Cel:

• Iść na imprezę!
• Dobrze się bawić na imprezie!
Waga: ???

Książki z czystego lenistwa dzisiaj brak.

Zawód: Handlowiec.

Kim jest handlowiec? Co robi? Jak pracuje? Co trzeba zrobić, żeby nim zostać? I najważniejsze - ile zarabia? Te i inne pytania zadaje sobie każdy, kto kiedykolwiek szukał pracy. W dzisiejszej notce postaram się na nie trochę odpowiedzieć. Dlaczego trochę? Dlatego, że moja branża jest dość specyficzna - nawet jak na handlowca, bo pracuję przy telefonie a nie w tzw. 'terenie'. Jak zatem wygląda praca w Call Center?

To może od początku. Zaczęło się od braku kasy. I braku pracy, gdyż poprzedniej miałem serdecznie dość. Pracowałem wówczas 4 miesiąc pod rząd w jednej z pizzerii w Tychach jako pizzer / dostawca. I prawdę mówiąc było to o 4 miesiące za dużo patrząc z perspektywy czasu. Płacono mi 5 zł za godzinę i wymagano pracy po 12 godzin w tragicznych warunkach sanitarnych i jeszcze tragiczniejszej atmosferze panującej w pracy. Ale nie o tym chciałem. Tak czy inaczej zmuszony byłem znaleść sobie pracę i to w szybkim tempie. Dlaczego postawiłem na handel? Z jednej strony cechy osobowości, które sprawiają, że praca ta sprawia mi przyjemność (np. tzw. 'gadane'), z drugiej strony spora ilość ofert i konkretniejsze pieniądze. Do tego ostatniego jeszcze wrócę. Czy ciężko było dostać pracę? Nie. Zasadniczo przyjmują każdego kto wyraża chęć pracy w takiej branży, prawdopodobnie z braku osób i dość sporej rotacji pracowników. Niestety samo dostanie pracy nie wystarcza. Chodzi o to, żeby się w niej utrzymać! I tutaj właśnie przydają się cechy o których wspomniałem wcześniej. Po pierwsze - fajnie jak praca przynosi ci przyjemność. Jeszcze fajniej jak idą z tym pieniądze i najfajniej - jak masz pewność, że z niej nie wylecisz. Zawód handlowca pod tym względem jest koszmarnie niebezpieczny, bo tak naprawdę trzeba cały czas sprzedawać. Jak nie sprzedajesz dłuższy czas - wylatujesz. Bo po co twojej firmie handlowiec, który nie sprzedaje? Wróćmy jednak do rozmowy kwalifikacyjnej. W moim przypadku po rozmowie miałem 5 dni szkolenia, którego tak naprawdę nie było - przedstawiono mi ofertę, posadzono na stanowisku, dano słuchawki i kazano przez pięć godzin słuchać jak ktoś sprzedaje. Czy usiłuje sprzedać - wszystko jedno. I tak przez pięć dni. Pierwszego dnia na szkoleniu było nas 15 ostatniego wytrwało 5. Część z góry wiedziała, że nie jest to praca dla nich, że im się nie podoba, że nie dadzą rady. Jak o mnie chodzi - ja chciałem tylko zacząć już pracę. I zacząłem;)

Co robię dokładnie i jak wygląda rozmowa, a także co pracownik call center robi, kiedy rozmawia z klientem - zobaczycie na filmiku w linkach (rozmowa sprzedażowa), który jakiś czas temu wrzuciłem.

Ile zarabiam? Nieźle - to muszę przyznać. Jak dla studenta - bardzo dobrze. Jak na stałą pracę - źle. Zarabiam 7,50zł na rękę na godzinę podstawy, co i tak jest dużą podstawą (zdarzało mi się pracować za mniejsze kwoty bez prowizji) - a jak na handlowca - bardzo dużą. Głównie dla tego, że jest to branża typowo prowizyjna. Handlowiec z zasady żyje z tego co sprzeda a więc z prowizji - tylko w nielicznych sytuacjach handlowcowi przysługuje tzw. podstawa. Jak chodzi o prowizję. Ciężko to tak naprawdę policzyć, bo każdy sprzedaje inaczej. Powiem w ten sposób, że jeśli sprzedajesz dziennie wymagane minimum (w moim wypadku 2 na 5 godzin pracy) z prowizji możesz mieć około 750zł, może nawet tysiąc. Do tego dochodzi podstawa i wypłata wygląda interesująco. Jeśli jesteś bardzo dobry, i sprzedajesz więcej - zarabiasz więcej. Znam osoby, które podstawy mają około 1200zł a prowizji 1600zł. Handlowiec z zasady żyje z prowizji a to oznacza - że jeden miesiąc zaciskasz pasa - a drugiego pławisz się w luksusach.
W jakich warunkach pracuje się w call center? Najlepiej przekonaj się sam;) W linkach znajdziesz "Call Center Hala" (wstawię rano)- Tam zobaczysz jak wygląda to od środka;)

Podsumowując. Jeżeli nie czujesz się dobrze w rozmowie z ludźmi, w negocjacjach i przekonywaniu ich do produktu, nie wspominając o kłamstwach i kłamstewkach, które są nieodłącznym elementem naszej pracy (proszę pani w salonie dostanie pani 240 minut do wszystkich w takim abonamencie, a jeżeli podejmie pani decyzję podczas trwania TEJ rozmowy to ja pani dam 350 minut do wszystkich, dorzucę lepszy telefon, który normalnie kosztuje 1200zł za symboliczną złotówkę. Jeszcze się pani nie przekonała? Hmm tak mi się z panią fajnie rozmawia… to ja dam jeszcze rabat na abonament na 3 miesiące. - gdzie oferta w salonie wygląda tak: 350min, telefon za 1zł którego wartość tak naprawdę 600zł, rabat na 3 miesiące) - nawet nie wybieraj się na rozmowę. Owszem przyjmą cię, tylko co z tego, skoro po tygodniu zrezygnujesz? W trakcie mojej pracy przewinęła się przez firmę masa ludzi. Ci, których kręciła taka praca - takie wkręcanie klienta, rozmowa z nim, obalanie jego argumentów, ci, którym sprawia frajdę zdanie "no dobrze, właściwie to jednak przydałby mi się jeszcze jeden telefon" usłyszane po półgodzinnej rozmowie pełnej przekonywania - tylko ci wytrwali. I Ci też spoglądając na wypłatę mają uśmiech na twarzy.

Tyle w kwestii pracy;) Jak w Warszawie było? Suuper. Masa poznanych ludzi - bo każdy kto chciał dostać się na targi musiał najpierw przejść przez moją kontrolę. Bardzo dobrze płatna praca, impreza targowa sponsorowana przez malibu, kolacja firmowa, darmowy hotel, jedzenie i transport… Słowem - bajka. Ale nie to dla mnie się liczyło - byłem tam z Miśką. I tu pochwalę się, że między nami układa się rewelacyjnie. Ten wyjazd to był jeden z takich momentów, w których człowiek uświadamia sobie jak może wyglądać jego życie z inną osobą. I myślę, że takie życie by mi odpowiadało. Byliśmy wszędzie razem, a jednak nie miałem 'jej dość', bo momentami trzymaliśmy się osobno. Ja rozmawiałem ze znajomymi z pracy (serdeczne pozdrowienia szczególnie dla Kajetana, Ajdacza, Griszy i Łukasza za wspólne rozmowy przy stoliku:D) a ona z nowo poznanymi koleżankami:) W pracy wiadomo - nie było czasu rozmawiać bo praca, a po pracy znów byliśmy razem. I naprawdę takie życie mi się podobało:)

Cel:
• Wypocząć i zarobić - :)
• Mieć 'weekend miodowy' z Miś - :))
Śr 23.02.11
Cel:

• Mieć cel w pracy
• Przepisać trochę książki;)
Waga: ???

A jeśli to prawda? Siedzi sobie teraz zamyślona. Ciekawe o czym myśli… Łudzę się, że o mnie. Ogólnie pogubiłem się. Nie wiem co do niej dokładnie czuję, nie wiem, czy między nami jest tylko zwykła znajomość, czy już więcej. Ona też ze mną na ten temat nie rozmawia. Nie wiem więc nic. Ani co ona myśli, ani co czuje – czy też czego nie czuje. Faktem jest jednak, że na każdej lekcji, w każdej wolnej chwili, przez cały dzień i noc nie mogę się powstrzymać by o niej nie myśleć. Kiedy sam pytam się co mam zrobić, odpowiedź jest zawsze taka sama – powiedz jej co czujesz. Ale co mam jej powiedzieć, skoro sam tego nie wiem? I jak ona na to zareaguje? Nie chcę jej przecież skrzywdzić… A gdybym jej to powiedział to co by to zmieniło? Pewnie nic… Po prostu chciałbym, żeby ona wiedziała. Ale wiedziała o czym? O tym, że się w niej zauroczyłem? Przecież nie wiem czy się zauroczyłem… O tym, że marzę o niej w każdej chwili? A co to zmieni, jeśli się dowie? A co jeśli co gorsza ona zupełnie nic nie czuje? Jeśli tylko sprawię jej tym przykrość… Jeśli co gorsza pod wpływem takiej wiedzy ona zerwie ze mną kontakt? Takie to pytania chodzą mi od jakiegoś czasu po głowie. Im więcej nad tym myślę, tym bardziej zagubiony się czuje. Zagubiony we własnych emocjach, uczuciach. Zagubiony we własnej głowie. Mogę też nie robić nic, i czekać, aż przejdzie. A jeśli ja jestem dla niej księciem? A ona dla mnie księżniczką? Jeśli nie zrobię nic, to trochę tak jak gdybym idąc ulicom widział moją księżniczkę i świadomie ją ominął, szedł dalej… Jakie są szanse, że znów ją spotkam? Zerowe.

piątek, 18 lutego 2011

Warszawa!

Weekend! Hurra! Mykamy do Warszawy, co prawda do pracy ale jak zwykle pewnie impreza za imprezą:) Ogólnie po miesiącu czekania nareszcie się warszawy doczekałem!

Cel:
• Zdać egzamin z mikroekonomii (to już ostatni! Ha!) - KONIEC SESJI!!!! ZDANE!!! :))))
• Zobaczyć się z Miś - :))))
• Sprzedać ile się da w pracy przed weekendem (jak najwięcej, bo premia się przyda) - 4 poszły;)
Pt, Sb, Nd. 18 - 20.02.11
Cel:

• Wypocząć i zarobić;)
• Mieć 'weekend miodowy' z Miś :)
Waga: ???

----------------------------------------------------------------------------

Ach… i znów minął długi weekend. Trochę za szybko no ale trudno. Weekendy mają to do siebie, że szybko mijają. O wiele za szybko. Optymistyczne jest to, że jeszcze tylko czwartek i piątek, i znów weekend. Zbliżyłem się ostatnio do Mirosławy. Lubię ją. No i trochę za często o niej myślę. Łapię się na tym, że gdy przychodzę od szkoły to, jeśli ją widzę, od razu mi się humor poprawia. Mogę chyba stwierdzić, że się w niej zauroczyłem. Ciągle się zastanawiam „A co jeśli ona jest moją księżniczką?” Nie potrafię się na niczym skupić. Ciągle, czymkolwiek bym się nie zajął, moje myśli krążą wokół niej. Siedząc w domu myślę, co ona teraz robi, siedząc w szkole, patrzę na nią. Jeśli mi się nudzi, zaczynam „kręcić filmy” … Ostatnio nawet – gdy usypiałem moją małą kuzynkę – i ona zasypiała, wyobraziłem sobie, że Mirosława leży obok mnie, że kuzynka to nasze dziecko… Gdybym zapytał kogoś, dlaczego tak jest, odpowiedziałby mi pewnie, że się zakochałem. Ale czy to jest takie proste? Nic nie jest proste! Nawet teraz, mimo iż mam konkretne dowody, że tak może być – nie chcę w to uwierzyć. To jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. A jeśli to prawda?

czwartek, 17 lutego 2011

Skromnie.

Jak sama nazwa wskazuje - dzisiaj krótko, treściwo i skromnie;) Dlaczego? Bo po godzinie nauki mikroekonomii na jutrzejszy egzamin naprawdę marzę już tylko o tym, żeby iść spać. Więc w największym skrócie - u mnie wszystko ok.;) Z niecierpliwością oczekuję na nadchodzący weekend, który to spędzam zawodowo w Warszawie. Dlaczego z niecierpliwością? Po pierwsze -zabieram Miśkę. Po drugie - Każdy wyjazd do Warszawy jest dla mnie bardzo odprężającym doświadczeniem. Co i jak napiszę pewnie w weekend (bądź po weekendzie) opisując cóż takiego w tej naszej stolicy się działo;

Cel:
• Nauczyć się tańczyć The time of my life - umiem co najmniej 3/4 i jestem z siebie bardzo dumny;)
• Nauczyć się na Mikroekonomię - powiedzmy, że się nauczyłem;)
• Sprzedać cokolwiek - sprzedałem dosłownie jedną ofertę i uczciwie mówię, że to z czystego lenistwa;)
Czw. 17.02.11
Cel:

• Zdać egzamin z mikroekonomii (to już ostatni! Ha!)
• Zobaczyć się z Miś
• Sprzedać ile się da w pracy przed weekendem (jak najwięcej, bo premia się przyda)
Waga: 48 No… Wygląda na to, że przytyłem w 16 dni 3kg! To już jest coś!

----------------------------------------------------------------------------

Dziwną akcję ostatnio miałem. Siedzę sobie spokojnie na gadu i ktoś do mnie pisze. No i patrzę a tu siostra mojego znajomego. 13 lat ma. Jezu. Straszne. To była najgłupsza rozmowa jaką kiedykolwiek prowadziłem, To dziecko – 4 lata młodsze – pisze do mnie czy bym z nią nie chciał chodzić. Myślałem, że odpadnę przed kompem. Pisze do mnie, że mnie kocha, że chce ze mną być, i w ogóle, że zrobi wszystko. Po czym rzuciła mi zapytaniem „robiłeś kiedyś sex?” Przez 5 minut nie potrafiłem wstać z podłogi. W końcu zapytałem co ją to interesuje. A ona do mnie „bo chciałam wiedzieć, czy umiesz to robić”. I znów 5 minut turlania się ze śmiechu. Kiedy już się uspokoiłem, taka smutna refleksja… co się z tym światem dzieje? Jeśli 13 latka chwali się obcemu facetowi przez kompa, że uprawiała seks „już trzy razy” i daje mu do zrozumienia, że chciałaby z nim 4 raz… Co u diabła się z tym światem stało? Co potem z takiej dziewczyny wyrośnie? Jak ona dzieci wychowa? A może ma ambitny plan zostać matką mając lat 14? Świat idzie do przodu. W złym kierunku. I to przestaje być śmieszne.

wtorek, 15 lutego 2011

Uśmiechnij się!

Czy zwróciliście uwagę jak uśmiech działa na ludzi? Ktoś siedzi przygnębiony w tramwaju czy autobusie i wystarczy jeden uśmiech z twojej strony i od razu widać, że komuś lepiej… Naprawdę tak nie wiele wystarczy żeby komuś poprawić humor:) Od razu przypomina mi się tekst piosenki Łony "wystarczy jakiś gest przyjazny albo dobry znak - i całą depresję trafia szlag"… I tak jest, naprawdę! Drugą rzecz jaką dziś zauważyłem to powszechne marudzenie, przygnębienie i zasmucenie. Czy zwróciliście kiedykolwiek uwagę na fakt ile osób w siedzącym autobusie jest smutnych? 95%. A jak akurat ktoś się uśmiecha (jak ja) to cała reszta patrzy na niego jak na debila. Ja się pytam co z tym światem jest nie tak, że jak ktoś jest smutny to jest ok., a jak ktoś ma dobry humor, to znaczy, że coś jest nie w porządku? I tym pytaniem bez odpowiedzi kończę wstęp do dzisiejszej notki.

Cel:
• Sprzedać 3 - sprzedane 2, ale wymagane minimum mam;)
• Przepisać trochę książki;) - trochę przepisałem;)
Śr. 16.02.11
Cel:

• Nauczyć się tańczyć The time of my life (przynajmniej połowę układu!)
• Nauczyć się na Mikroekonomię
• Sprzedać cokolwiek (a co, nie chce mi się)
Waga: 47,8!!! Tyjemy!!! Hurrra!!!

----------------------------------------------------------------------------

Nie mam co pisać! To może poobserwuję? Jeden rzut oka na klasę i już wiem, że Wiola ma seksowną białą bieliznę dzisiaj, Majka różowe majteczki, Justyna wyraźnie nie zainteresowana Geografią, skubie sobie słonecznik. Mirosława, błyszczy ciekawostką geograficzną, że „skał wapiennych kiedyś nie będzie” (nie za bardzo wiem dlaczego, gdyż drogi czytelniku, jak możesz się domyślić – piszę). Kryśka przede mną praktycznie leży na krześle (ładna bielizna), Michalina tępym wzrokiem patrzy w tablicę a Jadzia gada przez telefon. Za mną Jędrzej, Przemek i Wiktoria robią sobie z lekcji jaja. Zapytałem Wiktorię z czego oni tak ciągle ryją a ona mi na to „orgazm mamy”.

Byłem przed chwilką na papierosie i kolega, który woli pozostać anonimowy rzucił tekstem:”Ach… nie ma to jak przy papierosie obrobić komuś dupę za plecami”. Tak mnie ten tekst zastanowił… Ale z nas są hipokryci! No ale z drugiej strony – co na papierosie – na papierosie zostaje czyż nie? Mam teraz biologię. Alicja przede mną praktycznie wlazła Tomkowi na głowę. Za mną Wiktoria z Jędrzejem namawiają mnie, żebym dał im poczytać. Przy czym wiktoria używa do tego stwierdzenia:”Daj poczytać” a Jędrzej lekko ją parodiując „Daj na pieska”… Mirosława stwierdziła, że jak tam wszystkich obrabiamy to ona się czuje ‘obrobiona’. Rozwala mnie to towarzystwo. Ulka w drugim kącie sali śpi. Chyba była na jakiejś imprezie ostatnio. Wygląda tak jakby jeszcze nie do końca wytrzeźwiała.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Panie Doktorze!

Szanowny Panie Doktorze!

Na początku chciałbym przeprosić Pana serdecznie za zwracanie się do Pana 'Profesorze' gdyż posiada Pan tytuł Doktora (o czym 'subtelnie' poinformował mnie Pan na dzisiejszym egzaminie). Zapewne zastanawia się Pan czegóż to ja znów od pana mogę chcieć? Już tłumaczę.

Panie Doktorze piszę ten list w podziękowaniu. Serdecznie dziękuję Panu za zdanie egzaminu w dniu dzisiejszym. Zdaję sobie sprawę, że moja wiedza w temacie Socjologii jest… żałosna - tym bardziej dziękuję. Oczywiście nikt nie musi wiedzieć, że termin wyznaczył Pan na sobotę a przepytał mnie Pan ustnie w trybie awaryjnym w dniu dzisiejszym z racji mojego planowanego urlopu. Nie wiem czy czytał Pan mój ostatni list (nazwałbym go 'błagalnym') jeśli jednak tak było szczególnie Panu dziękuję. Zwłaszcza za pytanie pierwsze - Co było na egzaminie? Oraz kolejne 5 pytań mające z pewnością na celu wyciągnięcie ze mnie jak największej ilości wiedzy, którą (aż przykro mówić) nie za bardzo posiadam. Nie mniej do końca życia nie zapomnę całego wykładu, którego udzielił mi Pan w trakcie egzaminu, podczas gdy ja z pełnym przekonaniem (że jednak gdzieś tą wiedzę w głowie mam i tylko mi wyleciało) natarczywie ruszałem głową w górę i w dół - czując się prawie tak jak gdyby słowa te wydobywały się nie z Pana, lecz z moich ust.

Podsumowując. Serdecznie dziękuję Panie Doktorze za okazane wsparcie i troskę czego skutkiem jest ocena dostateczna na koniec semestru z socjologii.
Z Pozdrowieniami
Student


To tyle w kwestii egzaminu z socjologii ;) Zdany bezproblemowo - chociaż z małym stresem, bo miałem pół godziny na nauczenie się materiału. Więcej gadał profesor niż ja ale coś tam jednak ze mnie wytargał, czego skutkiem jest dost;) Ogólnie super;) Dzisiaj Walentynki podobno… Dla mnie dzień jak co dzień - szkoła i praca. Ale jeden plus… przeprosiłem Miśkę i pogodziliśmy się:) Normalnie znowu się zakochałem:) Ja się w niej potrafię zakochiwać codziennie (nawet jak mnie wkurza;) ) :)

Cel:
• Zaliczyć socjologię - :)
• Sprzedać 3 w pracy - sprzedałem 5 w 5 godzin:)
• Dostać urlop na wyjazd do Warszawy - :)
• Zrobić dobry uczynek - :)
Wt. 15.02.11
Cel:

• Sprzedać 3
• Przepisać trochę książki;)
Waga: 47,5

----------------------------------------------------------------------------

Znajomość – Zauroczenie – Zakończenie

Wspominałem już o Mirosławie? Chyba wspomniałem. Ma interesujący kolor (a właściwie kolory) oczu. Ani niebieskie, ani zielone. Poza tym, ma krótkie blond włosy (twierdzi, że blondynizm to cecha charakteru a nie kolor włosów), jest stosunkowo niska, i skromnie się ubiera. Wydaje się sympatyczną dziewczyną. Ale nie jest to typ dziewczyny, że którą chciałbym być chodź, bądźmy szczerzy, kiedy się człowiek zauroczy myśli inaczej.

No i zbliża się koniec listopada. A u mnie bez zmian. No dobra, przyznaję się, jakieś drobne zmiany są. Przede wszystkim skumplowałem się bliżej z Mirosławą. I standardowo, kiedy życie jest beztroskie pojawia się problem. A problem mam z sobą samym i ze swoimi uczuciami i … przyszłością (nie mylić z przeszłością!). Zacząłem się zastanawiać, jak moje życie wyglądałoby za 10 lat. I nie wiem czemu (na prawdę nie wiem!) ale w moich myślach jestem z Mirosławą. Wiem, że to dziwne – a zważywszy na to, że jej nie kocham, nie jestem w niej nawet zakochany – bardzo dziwne.

Nie wiem jak wy ale ja rozróżniam trzy 'fazy' w 'miłości'. Pierwsza jest zauroczeniem, druga zakochaniem a w trzeciej można powiedzieć, że kogoś kochamy. Czym się jedna od drugiej różni to już się domyślcie sami. Wracając do tematu. Po jednej stronie mam więc Mirosławę a z drugiej... cóż z drugiej jest taka jedna Paula, którą znam z zajęć teatralnych i, nie czarujmy się, bardzo mi się podoba. Najzabawniejsze jest to, że zupełnie sobie nie wyobrażam przyszłego życia z Paulą a z Mirosławą jak najbardziej. To o co tu chodzi? Najchętniej związałbym się z Paulą na teraz a z Mirosławą na stałe. Wygodny się, kurczę zrobiłem. Ale pytanie: jaki jest sens związku, ot tak na chwilę? Ja normalnie jakiś pokręcony jestem. Póki co niech jest jak jest. A jak jest? Ani jedna – ani druga. Taka sytuacja sprowadza się do tego, że jestem sam, a taki stan rzeczy też mnie nie urządza. No nie. Zmieniam temat, bo choćbym nie wiem jak długo myślał (a myślałem już długo), to niczego nowego chyba nie wymyślę. Pomyślę więc o... Beacie! Cóż to jest za kobieta! Jest niesamowita, wyjątkowa i oryginalna. Dlaczego? Jako jedyna kobieta z mojego rocznika, znaczy jedyna jaką znam, lubi młodszych. Ot tak, lubi się wiązać z młodszymi. I to jest właśnie takie oryginalne i niezwykłe. Praktycznie wszystkie laski z mojej klasy, ba! wszystkie jakie znam chyba, wolą starszych facetów. A Beata nie. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam. Ale może za krótko żyję. Dla mnie osobiście granicą są dwa lata. Obojętne w którą stronę. Naprawdę, szczerze podziwiam Beatę za takie podejście. „Nieważne ile ma lat – grunt, żebyśmy się kochali. Nie śmiej się, nie kochali w sensie seksu, tylko uczucia”. A gdzie przepraszam podziały się starsze dziewczyny z takim podejściem? W ogóle to mało kobiet znam, muszę poznać więcej, może akurat mi się poszczęści? Jakby tak dłużej pomyśleć to przecież Kunegund ma dziewczynę rok starszą! No tak. Ale ja ani nie wyglądam jak on, ani też nie nie jestem. Nie wiem nawet czy chciałbym nim być. Ja a la Kunegund. Boże... Kiepski pomysł.

Szanowny Panie Profesorze!

Szanowny Panie Profesorze!

Od razu uprzedzam, że list ten piszę do Pana po długim zastanowieniu i wielogodzinnych przemyśleniach. Jest on brutalny, szczery do bólu - ale dzięki temu tak rzeczywisty. Rzeczy bowiem o, których zamierzam Panu napisać są rzeczami niezmiernie ważnymi. Przechodząc do sedna…

Oświecono mnie dzisiaj, że oblałem socjologię. Fakt - mogłem się tego spodziewać, bo jakby nie patrzeć nic się nie uczyłem i chory byłem wtedy (mniej Pan litość, gorączkę miałem)… Ale z drugiej strony coś tam jednak napisałem! Jednak tak naprawdę nie wkurzyła mnie świadomość, że oblałem - tylko ta jedna, jedyna, drobna, maleńka wręcz informacja. Mianowicie termin poprawkowy - jutro rano. Ja się bezczelnie pytam jakim prawem, Panie profesorze, jakim prawem? Jeżeli w niedzielę wieczorem dowiaduję się co dostałem to z jakiej racji mam niecałe 12 godzin później pisać poprawkę? Toż to wolne żarty! Tak się po prostu nie robi Panie profesorze! Zdenerwowany więc niezmiernie zabrałem się za lekturę regulaminu uczelni, gdzie znalazłem informację, że egzamin poprawkowy mogę pisać NAJWCZEŚNIEJ w 3 dni po ogłoszeniu wyników. Więc jak to jest Panie profesorze? Czy Pan sobie z nas kpi? Czy to taki żart z Pana strony? Są pewne zasady prawda? Ja rozumiem, że można pewne rzeczy naginać - ok. Rozumiem, że można sprawdzać prace dłużej niż w regulaminie pisze, rozumiem, że można surowiej bądź pobłażliwiej oceniać. Ale wycinanie studentom takiego numeru to jest Panie Profesorze naprawdę nie sprawiedliwe, nie humanitarne, nie moralne i nie uczciwe. Drogi Panie profesorze! Ja naprawdę miałem Pana za porządnego, uczciwego człowieka. Uczył mnie Pan sumiennie przez cały semestr o uczciwości, dawał Pan przykład. I co to się stało? Dobry przykład skończył się z chwilą egzaminu?

Podsumowując zatem - proszę Pana Panie profesorze o zmiłowanie się nad biednymi studentami i przedłużenie terminu sesji poprawkowej, bądź (co jest chyba najlepszą alternatywą) ugięcie się w swojej łaskawości nad naszymi prośbami (Pan da trzy…), zlitowanie się w swojej wielkoduszności i przepuszczenie nas na semestr II.

Z Pozdrowieniami
Studenci


Listu naturalnie nie wysłałem, jest on napisany tylko na potrzeby bloga, chodź nie przeczę, że miałem takie pomysły. Co konkretnie z tą nieszczęsną socjologią będzie dowiem się jutro ;)

Cel:
• Zobaczyć się z Miśką - pokłóciliśmy się (eh… z mojej winy)
• Zaliczyć salsotekę :) - po kłótni odpuściłem sobie imprezę.
Pn, 14.02.11
Cel:

• Zaliczyć socjologię (błagam!)
• Sprzedać 3 w pracy
• Dostać urlop na wyjazd do Warszawy
• Zrobić dobry uczynek (a co mi tam;) )
Waga: 47,5 - hmm coś kiepsko te 5kg widzę… ale zawsze to o 0,1kg więcej!

----------------------------------------------------------------------------

Fizyka. Na Dzień Dobry usłyszałem: „To ja wyjdę i wrócę jak będzie tak jak ja lubię – cicho”. Nie wiem co mnie podkusiło ale odpowiedziałem: „To prędko się chyba nie zobaczymy...”. Przegiąłem. Ale to fizyka – konsekwencji zero. Ech. Dzisiaj sobie nie popiszę, bo test rozwiązujemy. A szkoda, bo mam wyjątkowo dobry humor. Co prawda sprawy sercowe bez zmian, księżniczek na horyzoncie brak, ale dziś nawet nie mam ochoty się tym przejmować. A tak w ogóle to w sobotę gram koncert na harmonijce. W Bytomiu. Pewnie napisze jak było.

Wolna Lekcja. To jak ja się dzisiaj czuję jest normalnie nie do opisania. Klasa ma generalnie zły humor i jak nie ma się na kim wyżyć wyżywa się na mnie. Każdy się o coś czepia, Magda z Martą praktycznie się do mnie nie odzywają, ewidentnie dają mi do zrozumienia, że przeszkadza im moje towarzystwo. Nawet nie wiem o co chodzi. I pewnie się nie dowiem. Jestem tu traktowany jako coś zbędnego, niepotrzebnego a nawet jak coś czego lepiej, żeby nie było. Nikt się ze mną nie liczy, każdy ma mnie gdzieś. Gdyby nie to, że mam oparcie w rodzicach i bracie, pewnie dawno bym sobie strzelił w łeb. Ciekawe czy klasa by się przejęła. Pewnie nie. Ot jeden kłopot mniej. Ich nienawiść skupiłaby się na kimś innym i pewnie ktoś inny by to tu teraz pisał. Brakuje mi przyjaciela, który by mnie zrozumiał, pocieszył, pomógł. Brakuje mi kogoś dla kogo miałbym po co żyć. Bo po co ja w tej chwili żyję? Myślę, że żyję tylko dla tego, że gdybym się zabił, zniszczyłbym psychikę braciszkowi. Tylko dlatego tu jestem. Naprawdę chciałbym się zabić. Tylko co to zmieni? To zwykłe tchórzostwo. Ucieczka od problemu nie jest jego rozwiązaniem. Prędzej czy później będzie lepiej. Pytanie kiedy.

Ta książka zaczyna się zmieniać w mój pamiętnik. Ale może moje własne obserwacje i przemyślenia pokażą ludziom jacy są naprawdę? A prawda jest smutna. Ukazuje całą perfidię nie tylko kobiet ale, nie czarujmy się, i facetów. Co prawda różnimy się, ale na prawdę jesteśmy tak samo chamscy i wredni wobec siebie. Tak sobie myślę, że chyba lepiej by było mieć nauczanie indywidualne. Ileż problemów mógłbym wtedy uniknąć, ile przykrych rzeczy by mnie ominęło! Tylko jak miałbym wtedy znaleźć tą moją księżniczkę? I tym pytaniem bez odpowiedzi kończę ten rozdział.

sobota, 12 lutego 2011

No nareszcie!

No nareszcie wyzdrowiałem! Ile można w łóżku leżeć:) Do pracy nie poszedłem (aż tak zdrowy nie jestem), ale widziałem się z Miś, pojeździłem autem matki (ale czaaaaad :D), no i pograłem na klawiszach! Naprawdę jestem z siebie dumny - konsekwentnie spełniam założone cele! Ciekawe tylko jak mi socjologia poszła…
Tak sobie myślę, że gdybym wyznaczając sobie cele na ten miesiąc ich nie zapisał… to nic by z tego nie wyszło. Nie wiem dlaczego tak jest, ale faktycznie - jeśli coś zapiszę to z zasady konsekwentnie do tego dążę, a jeśli tylko coś tak sobie powiem, to też tak to "ot tak" traktuję… Z czego wniosek, że warto zapisywać co chce się osiągnąć;)
Czy jestem szczęśliwy? Tak. Okazało się, że to wcale nie jest takie trudne;)

Cel:
• Wyzdrowieć - ZDRÓW! :))
• Spełniony cel miesięczny (pograłem na klawiszach)
Nd, 12.02.11
Cel:

• Zobaczyć się z Miśką
• Zaliczyć salsotekę :) (Katowice - Rondo - Oko Miasta - Ktoś chętny?)
Waga: ??? ( wrócę do Rudy to się zważę;) )

Napisałbym coś więcej - ale sami rozumiecie, dopiero wyzdrowiałem… Jeszcze nic mi się nie przytrafiło;)

---------------------------------------------------------------------------------

Religia. Na religi jak zawsze to samo. Nudy, nudy, nudy. Ksiądz co prawda jest ok, ale ludzie i tak się nudzą. Przede mną Przemek gra na PsP, co na religii jest uznawane za normę. Usiadł sobie z Anią. „Matko Boska, świat się tak łatwo rozpadł?”. Grażynka właśnie się mnie zapytała „o kim teraz piszesz?”. To pytanie pojawia się od czasu do czasu od strony klasy. Odpowiadam zawsze tak samo: „O tobie”, albo „Tajemnica zawodowa”, tym razem powiedziałem jej, że o niej, co z kolei poprowadziło moje myśli w jej kierunku. Właściwie dlaczego nie miałbym o niej napisać? Miss polski to ona nie jest (ach ta moja brutalna szczerość^^), ale przecież nie wygląd się liczy! Wydaje się sympatyczna, pamiętam, że w pierwszej klasie myślałem, że się we mnie kocha, ale to nie jest dziewczyna dla mnie. Pewnie nigdy nie będę miał okazji zapytać, czy faktycznie kiedyś coś do mnie czuła. A jeśli tak? Co by ta wiedza zmieniła? Czasem chyba lepiej nie wiedzieć. Jak ktoś kiedyś powiedział: „niewiedza to błogosławieństwo”.

Mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Dlaczego? Bo wczoraj dostrzegłem jedną dziewczynę. Wstawiłem sobie na opis na naszej klasie „tak długo byłaś obok mnie a dopiero dziś dostrzegłem Cię.” I ten cytat chyba mówi wszystko. Właściwie to ja jej nawet nie znam, jesteśmy na etapie wzajemnego poznawania się, chodź mi jak zwykle się spieszy. Ma oczy. Ale nie takie zwykłe. To są TE oczy. Te wymarzone, na które chciałbym patrzeć każdego poranka. Są takie... głębokie, delikatne a jednocześnie trochę groźne. No i niebieskie. Mógłbym wpatrywać się w nie godzinami. I to chyba dzięki nim mam dzisiaj taki dobry humorek. A to z kolei wpływa na resztę mojego otoczenia, każdemu się to udziela. No, prawie każdemu. Gosia jak zwykle traktuje mnie jak powietrze. Ale zdążyłem się przyzwyczaić. Ona jest, jak sama twierdzi „wredna z natury”. A, że nie ma się akurat do kogo przyczepić, czepia się mnie.

Psychologia. Dzisiaj postanowiłem zastanowić się nad sobą. A konkretnie nad swoim stanem emocjonalnym, bo wydaje mi się, że czegoś mi w życiu brakuje. I teraz pytanie. Czy brakuje mi miłości, czy bliskości kobiety, czy raczej całowania i w ogóle przyjemności (nie wchodźmy w detale)? I za nic nie potrafię tego teraz rozgryźć. Najprościej by było poderwać jakąś laskę, zabawić się z nią, nie angażując się zbytnio i zobaczyć czy to to. Tylko, że to nie jest takie proste. Bo ja nie lubię ranić dziewczyn. I teraz gdzie ja znajdę taką, którą mogę poderwać, przespać się z nią i zostawić, nie raniąc jej? Na ulicy. Nie, to zdecydowanie nie jest dobry pomysł. Ale.... jest taka jedna! Dziewczyna, nie jest z mojej klasy, ani szkoły, nawet nie z mojego miasta! Pisze do mnie od tygodnia na email, jest zupełnie inna niż ja, nie lubi się wiązać, i chce się zabawić. Strach pomyśleć, co z niej wyrośnie.

No i spotkaliśmy się. Całowaliśmy się bez zobowiązań i jak zwykle coś się musiało spieprzyć. Tym razem to mamusia zepsuła mi obiecujący wieczorek, nakazując natychmiastowy powrót do domu. Ma wyczucie czasu. Tak czy inaczej odprężyłem się jednak trochę, ale to jednak nie to. Czyli jednak nie brakuje mi przyjemności tylko miłości. Niestety, wszystko ma swoje konsekwencje, te spotkanie też. Mimo iż twierdzi, że nie chce się wiązać i nic do mnie nie czuje, to zasypuje mnie taką ilością SMS i email, że ja nie mogę. No i takie właśnie są baby. Ale dzisiaj wiem, że to „doświadczenie” było po prostu głupie. No ale przynajmniej coś zrozumiałem. Problem jest jeden. Żeby się poczuć lepiej muszę się po prostu szczęśliwie zakochać, z podkreśleniem słowa „szczęśliwie”. Kurczę. Ja ciągle myślę o sobie! Mój stan emocjonalny, Moja przyjemność. Ale ze mnie egoista. Smutne.

piątek, 11 lutego 2011

Zdrowiejemy!

Nie będę się rozpisywał - bo i co tu dużo opowiadać? Chory byłem cały czas, dopiero dzisiaj się jakoś pozbierałem;) Jedyny plus choroby - tydzień urlopu w pracy - a co za tym idzie - spotkanie z Miś ;)

Cel?
Wyzdrowieć całkiem;)

----------------------------------------------------------------------------


Fizyka. Kolejna nudna lekcja fizyki. Tym razem w grupach mamy. Grupa liczy około 10 dziewczyn, (może więcej, ale parę osób jest dzisiaj nieobecnych) i 4 chłopców. Tomek wyemigrował do drugiej grupy (czyt. do Alicji). My chłopcy, chyba mamy do niego o to żal. Ale nie odbiegajmy od tematu. wolę, kiedy mamy zajęcia w całości, bo im więcej tym weselej!:) No i przede wszystkim, na lekcjach całościowych, mogę pisać nie ryzykując, że p. Profesor to zauważy i zwróci uwagę klasy na moją skromną osobę. No, więc dzisiaj muszę po prostu bardziej uważać. Myślę, że Pani Profesor dobrze wie, że coś tutaj sobie piszę, ale jako, że jestem cicho nic nie mówi (przynajmniej jej nie przeszkadzam tak jak reszta klasy). W zasadzie, gdyby nie to, że się nudzę to fizyka jest w porządku.

Dość o mnie, skupie się na klasie. Wszyscy udają, że się uczą. Aneta została wysłana „wymoczyć gąbkę”. Fizyczka, jako, że słynie ze swoich słynnych tekstów, także i tym razem nam nie pożałowała: „Idź, wymocz ta gąbkę. Tylko tak wiesz. Wiesz jak? POŻĄDNIE!” Ona i jej hasła normalnie wymiatają. Ciekawe jest, że jak mamy fizykę całością, to zawsze ktoś gada i biedna psorka się denerwuje. Z kolei jak mamy w grupach, to przeważnie jest spokój. Do końca lekcji zostało jeszcze 10 minut. Otacza mnie błoga cisza. Wyjątkowo grzeczni są wszyscy dzisiaj. Można rozmawiać, bo to właściwie już koniec tej lekcji, a klasa się na Język Polski uczy i zachowuje spokój. Niesamowite zjawisko. Jedyne co dochodzi moich uszu to:” Mogę pożyczyć ołówek?” i „masz linijkę?”. Swoją drogą ciekawe po co im linijka na polski.

Siedzę i słucham... I tak jak myślałem. Ta cisza nie mogła trwać długo, rozpoczęła się dyskusja. Tym razem tematem są matematyczki. Cały prawy rząd (czyli między innymi my – faceci) chcemy, by wróciła poprzednia. Reszta chce, by pozostała obecna. Ależ się kłócą! Najlepsze z tego jest to, że my tak naprawdę w ogóle nie mamy na to wpływu. Ale kłócimy się dla zasady. Skład osób „chcących”powrotu też nieustannie się zmienia. Zależy to głównie od jakości ocen wstawianych przez nową nauczycielkę. Wracając jednak do dyskusji. Krysia stwierdziła, że „wszyscy chcą, żeby babka wróciła”, i to właśnie to spowodowało tą małą wymianę zdań. Jędrzej skontrował wypowiedź: „bo my nie chcemy, więc nie mów, że wszyscy chcą!”. W przerwaniu rozmowy pomógł dzwonek.

środa, 9 lutego 2011

Antybiotyk za 3 zł.

We wtorek nie wytrzymałem - poszedłem do lekarza. Krótka piłka, szybka diagnoza - angina. I całe moje plany tygodniowe szlag jasny trafił… no ale nic. Lekarz już zabierał się za wypisanie recepty a ja do niego "bo wie Pan, panie doktorze, ja za dużo nie zarabiam…" odpowiedź "hmm a pan student jest?" "no tak…" "no dobrze, to damy Panu taki antybiotyk, pomoże Panu i nie za dużo pan zapłaci, bo refundowany jest". I faktycznie - zapłaciłem 3zł i 50 gr… Mam nadzieję, że mnie wyleczy;) To jednak da się tanio leczyć? Tylko trzeba chcieć! Dostałem też tydzień zwolnienia z pracy i mocne przykazanie, że mam leżeć w łóżku. No to leżę:( Celów tym razem nie piszę, bo mam tylko jeden - jak najszybciej wyzdrowieć! Rany! Taka piękna pogoda jest, sezon imprez rozpoczęty, bo po sesji, a ja co? A ja leżę i się leczę:/

Poszedłem dzisiaj na egzamin z socjologii. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że chciałbym z tego miejsca kliku osobom podziękować, za zwiększenie moich szans na zdanie tegoż egzaminu;) Po pierwsze - Izie Monecie, Adamowi Żmijowskiemu oraz Wojtkowi Janusowi - za podesłanie mi materiałów do nauki. Po drugie - Michałowi Barczyńskiemu - za wydrukowanie ściągi. Po trzecie - Kasi Razik - za przesłanie ściągi na telefon 3 minuty przed egzaminem;) Dlaczego o tym piszę? Bo to jest niezbity dowód na to, że ludzie na ekonomi są naprawdę w porządku i można na nich liczyć. Chciałbym podziękować również Mikołajowi z finansów - za odwiezienie mnie do domu po egzaminie i Kasi Moś - za wzięcie mojej karty wpisów, dzięki czemu jutro nie muszę się stawiać na uczelni po wpisy;)

Tyle tytułem podziękowania;) Wracam do spania a wam, jak zawsze, życzę miłej lektury;)

----------------------------------------------------------------------------

Religia. Obok mnie siedzi Mirosława. Rozmarzona wpatruje się w jakiś punkt w oddali. Bardzo ciekawe ma oczy. Ani niebieskie, ani zielone. Zapytana o prawdziwy kolor odpowiedziała:” Właśnie nie wiem”. Jak można nie wiedzieć jaki się ma kolor oczu? No cóż. Najwyraźniej można. W ławce przede mną siedzi Oliwia z Justyną. Mimo że z tej dwójki, zdecydowanie bardziej podoba mi się Oliwia to Justyna, jakby na to nie patrzeć, też jest bardzo ładna. Ma, wg mnie idealną budowę ciała. Mam tylko nadzieję, że się nie odchudza. Nie lubię tego, uważam, że kobieta powinna być taka jaka jest, a nie wychudzona. Co nie znaczy, że ma się objadać. Umiar, owszem wskazany jest, ale bez przesady! Mój ideał kobiety powinien jeść w normie. Bez żadnego liczenia kalorii. Ale odbiegłem od tematu. Justyna jest ładna, zajęta i mnie nie chce. Zupełnie jak Oliwia. A szkoda. Najbardziej lubię jak ma kucyk. Tak fajnie wtedy wygląda:) Kończy mi się wątek, więc wracam do mojego ulubionego zajęcia tj. obserwacji klasy. Patrzę i... widzę, że Maria usiłuje zasnąć. Aż taka nudna ta religia? Kurczę, ten ksiądz nas normalnie nie lubi. Nie tylko pyta, co drugą lekcję, robi kartkówki co tydzień i od czasu do czasu sprawdziany. Kiedyś był inny. No ale, ludzie się zmieniają, czasami też na gorsze. Czasem, a właściwie zazwyczaj zmiany zachodzą pod wpływem innych ludzi. W zasadzie to mi go żal. Biedak się nie może z żadną kobietą związać! Całe życie samotnie! I jak on może pomóc komuś, kto przychodzi się wyżalić, że ,na ten przykład, ma kłopoty w rodzinie? On sam nigdy rodziny nie założył. Pastorzy mają lepiej. Ale z drugiej strony, taki ksiądz jest wolny od tych wszystkich kłopotów, które ja mam. Nie martwi się, że jest sam, bo dawno się z tym pogodził. A ja się nie potrafię tak po prostu „pogodzić z samotnością”! Chyba nie mógłbym być księdzem. Musiałbym zastąpić dziewczyny Bogiem. A nie potrafię! (a może nie chcę?) I znów wszystko sprowadza się do zaprzestania poszukiwania mojej księżniczki.
Nie potrafię przestać szukać--->Źle się czuję będąc sam--->Nie potrafię znaleźć-->By znaleźć muszę przestać szukać.
No i koło się zamyka. Wszystko to jest zbyt skomplikowane. I zbyt trudne do osiągnięcia. A taki ksiądz, to nie wygląda na zbyt smutnego. No bo co mu może dolegać? Że go każdy na lekcji ma gdzieś? (nie pierwszy i nie ostatni nauczyciel) Że go niektórzy uczniowie nie lubią? (a kogo lubią?) Czym są takie problemy w porównaniu do moich? Gdybym ja miał takie problemy jakie może mieć ksiądz, świat byłby piękny.

niedziela, 6 lutego 2011

Chory.

Wybaczcie, że naskrobię tylko tych kilka zdać, ale rozłożyła mnie choroba. Cokolwiek to jest co mnie złapało nie podoba mi się, denerwuje mnie i mam tego czegoś dość. Zepsuło mi dzień i za to obiecuję wyzdrowieć do jutra i się zemścić (tj. nie pozwolić się dłużej trzymać).

Cel:
• Iść do kina z dziewczyną - Nie byłem
• Mieć udany dzień;) - Spałem.

Pn, 06.02.11
Cel:

• Wyzdrowieć
• Przepisać dwie strony książki
Waga: ???


-------------------------------------------------------------------


Poruszyłem wcześniej wątek, że laski wolą starszych. Moją teorię potwierdziła rozmowa znaleziona na bashu (www.bash.org.pl). Bash, to taki portal w którym są zamieszczane (przez internautów) fragmenty rozmów z gg, IRC, czy czatów. Rozmowa wyglądała tak:

On: Dlaczego tak jest, że laski wolą starszych?
Ona: bo starszy facet jest z reguły dojrzalszy, potrafi nas zrozumieć.
On: I dlatego wolicie starszych?
Ona: No tak, bo można z nimi normalnie pogadać. Jest dojrzalszy. A czemu wy wolicie młodsze?
On: Bo młodsze można łatwiej zaciągnąć do łóżka.

Myślę, że nie trzeba tego komentować. Dopóki laski będą myślały, że starsi faceci są bardziej dojrzali, a facetom będzie zależeć tylko na seksie, dopóty ja będę sam. Porażka. Mirosława przeczytała ten ostatni kawałek i podsumowała go następująco: „Skłania do refleksji”. I o to chodzi:) Niestety, laski ciągle myślą, że facet im starszy tym dojrzalszy. A większości i tak chodzi tylko o seks z młodszą. Smutna prawda. Ale na szczęście nie wszystkie są takie. I tym sposobem, solidaryzując się z mężczyznami, którym nie zależy tylko na seksie, stwierdzam: „Wszystkie kobiety twierdzące, że każdemu facetowi zależy tylko na pójściu do łóżka, wiedzcie, że wg mnie jesteście gorsze od papieru toaletowego, bo papier się rozwija. Tak wiem, prawda w oczy kole.” A te, które tak nie twierdzą i wieżą w nas – uczciwych rówieśników – zapraszam na kolację :). Mirosława mi właśnie powiedziała, że „Miłość jest jak sraczka – przychodzi znienacka.” Cóż za romantyczne porównanie! Czy ona mi coś sugeruje? Lubię ją, jedna z ostatnich normalnych dziewczyn, którym się jeszcze nie pomieszało w głowie. Czemu nie ma takich więcej? A może tylko nie potrafię ich znaleźć? Chyba muszę Mirosławę na kolację zaprosić. Podobno Polki są najpiękniejsze na świecie. Tylko gdzie one się pochowały? Każda ładna laska, jaka stanęła na mojej drodze, prędzej czy później okazywała się perfidną szują (przepraszam wszystkie byłe:)) Fakt, ja też nie byłem święty, parę razy laski zostawiłem. Bo zwyczajnie przestałem je kochać. A jak mogę być z kimś kogo nie kocham?

Dzisiaj jest Dzień Chłopaka. Podostawaliśmy od dziewczyn po batoniku, prince polo i … smoczku:) Takim normalnym, dla dzieci. Tak się zastanawiam, co ten smoczek miał nam zasugerować? Że zachowujemy się jak dzieci? A może, że mamy w gaciach niemowlaka? Bardzo popularny pogląd ostatnio. Wzięło się to chyba stąd, że pod wpływem podniecenia nie myślmy głową tylko... no wiadomo czym. Trzeba przyznać, że coś w tym jest. W momencie kiedy my jesteśmy podnieceni, przestajemy myśleć racjonalnie. Przypuszczam, że właśnie z tego biorą się nasze problemy. Jeśli ja mam dziewczynę to naprawdę ciężko jest np. nie odwrócić głowy na ulicy za jakąś inną dziewczyną. Jeśli poznaję dziewczynę, jednocześnie mając ochotę na seks, to inaczej na nią patrzę, inaczej z nią rozmawiam, niż gdybym nie miał ochoty. Z tym, że zazwyczaj mam ochotę. Ale z drugiej strony, jeśli facet jest zakochany będzie w stanie nie obejrzeć się za siebie. Podobno bardzo was to wkurza. A ja z doświadczenia wiem, że jeśli już wykonam ten ruch do tyłu za jakąś spódniczką, to wcale nie znaczy, że nie kocham swojej obecnej partnerki. Po prostu są też inne ładne kobiety, które same przykuwają wzrok. I wcale nie pojawiają nam się za każdym razem przed oczami fantazje erotyczne. Bo takie hasło też już słyszałem. Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć? Wy co prawda nie oglądacie się za każdym spotkanym facetem, ale nawet jak jesteście „zajęte” to między sobą komentujecie, który facet wam się podoba a, który nie. Wiem, bo moje dalekosiężne dziennikarskie ucho nie jeden taki tekst wyłapało. My o to do was pretensji nie mamy. Niesprawiedliwe. Zamyśliłem się. A co dzieje się teraz na lekcji? O! Oliwia właśnie poszła odpowiadać do tablicy. Jaki piękny widok... Szkoda, że zajęta. A zresztą i tak by mnie nie chciała. A taka jest dziewczyna ładna i sympatyczna. Zaliczyłbym ją do grupy dziewczyn, które są ładne, nie są lejdis i nieźle się uczą. Niestety wiele takich nie ma.

sobota, 5 lutego 2011

Weekend!

Hura! To już dzisiaj weekend! :)) Pamiętam, że jak wstałem rano to stwierdziłem, że nie wiem co dziś będę robił, ale jedno wiem na pewno. Na pewno nie będę się uczył:D
Wstałem więc, ogarnąłem się i stwierdziłem, że mam pusty dom. Rodzice z bratem gdzieś wyjechali na cały dzień.:)

Hobby… jednym z celów dzisiejszego dnia było znalezienie sobie hobby. Dlaczego? Wydaje mi się, że pasja pozwala człowiekowi się rozwijać, dzięki niej zapominamy o całym świecie, bo liczy się tylko to co w danej chwili robimy, odpręża nas, relaksuje. No i rozwija. Dlatego myślę, że warto mieć pasję, bo nawet jak jest bardzo źle w naszym życiu to zawsze można się od tego oderwać na chwile.
Moje pasje? Kiedyś miałem wiele hobby. Grałem na harmonijce, na klawiszach, śpiewałem (ajć… wczoraj się nagrałem [straszne fałsze] i dopiero po godzinie skapnąłem się, że nieszczęsny portal te jęki opublikował… masakra :D Uznajmy, ze tego nie było), tańczyłem (salsa mnie zawsze interesowała), trenowałem samoobronę, śpiewałem gospel (Glory to God!), grałem w zespole blues-rockowym (chłopaki z zespołu, pozdrowienia;) ), pisałem książkę (w szkole)… więc naprawdę sporo tego było. Teraz - wstyd przyznać… nie mam nic. Znaczy mam bloga i tyle. Dlaczego? Ja sobie tłumaczyłem, że nie mam czasu, ale wiem, że po prostu mi się nie chciało. No ale do rzeczy. Jako, że dziś miałem znaleść sobie nowe hobby próbowałem:

Jeździć na rowerze - nie cierpię, katastrofa i nigdy więcej.
Tańczyć mambo - zdecydowanie mi się podoba, będę ćwiczył dalej
Śpiewać - fałszuje okropnie, ale najgorsze, że to słyszę… może będę ćwiczył w samotności;)
Zajmować się szczygłami - tu małe wyjaśnienie. Mój Ojciec zajmuje się hodowlą szczygłów syberyjskich, czyli w sumie całymi dniami siedzi w garażu, "ptaszarni" i gapi się na te ptaki. Ja się nie znam, mnie to nie interesowało. Ale pomyślałem sobie, że skoro on potrafi tak dziennie po kilka godzin siedzieć, to może coś w tym jest takiego wciągającego… Szczerze - dla mnie nie ma nic a nic. Jednak każdy powinien sprawdzić samemu więc zapraszam do poczytania na temat hodowli tych ptaków tutaj. Ogólnie przesiedziałem w klatce 30 minut i albo to było za mało, albo jestem nie wrażliwym draniem nie mającym serca do zwierząt albo nie wiem co innego ale zupełnie nie było w tym nic ciekawego, przynajmniej dla mnie.
Grać na harmonijce - taaaak to jest dokładnie to co lubię… nie gram już jak kiedyś, ale zacznę znowu grać;)
Grać na klawiszach - czy raczej rzępolić. Tak, lubię to i może wreszcie się naucze;)

Jeszcze jedno;) Jakiś czas temu nagrałem na wykładzie filmik(trochę z nudów:D), obecnych na filmie pozdrawiam :D

Cel:
• Znaleźć sobie hobby - harmonijka i klawisze;)
• Skombinować "Hormon Nieszczęścia" - odpuszczam, nie ma tego na necie, a na kupno mnie nie stać.
• Wyskoczyć gdzieś wieczorem (?) - nie, ale jutro kino;)

Nd, 05.02.11
Cel:

• Iść do kina z dziewczyną
• Mieć udany dzień;)
Waga: ???

---------------------------------------------------------------------------------

Ciekawa sytuacja była przed chwilą na przerwie. Przyszła Magda i ze wszystkimi po kolei się przywitała. Co w tym takiego dziwnego? Ano to, że większość klasy jej nie lubi. Chodź jak ona jest obok to wszyscy mają uśmiechy przyklejone, i wszyscy ją kochają oczywiście. Ja, osobiście bardzo ją lubię (między innymi za to, że jest dużo mniej fałszywa niż inni). Kunegund, Przemek, Tomek i Jędrzej nic do niej nie mają. Choć pewny nie jestem, nie rozmawiamy na ten temat – mamy ostatecznie lepsze tematy do rozmów niż nadawanie na laski z klasy. Poza tym, cenimy się wyżej niż one, więc chyba nie ma sensu zniżanie się do ich poziomu nie? To, co Tomek o niej myśli trudno mi powiedzieć, bo z nami nie rozmawia.

Zdarzyła mi się ostatnio dziwna rzecz. Idąc po ulicy w Katowicach uśmiechnąłem się do takiej ładnej dziewczyny. No i idę dalej, a ona mnie dogania i do mnie z tekstem: „Hej. Podobasz się mojej koleżance. Dasz mi swój nr gg?” byłem taki zszokowany, że podałem jej email. I następnego dnia mi napisała, że tak naprawdę to jej się spodobałem (a nie koleżance). Swoją drogą ciekawy pomysł:) Kiedyś to wykorzystam:) Tak czy inaczej piszemy sobie od tamtego czasu. Ale chyba nic z tego nie będzie – ona nie uznaje żadnych zobowiązań. Ma dziewczyna 15 lat, chce się ze mną całować bez zobowiązań, kochać się bez zobowiązań. Delikatnie jej wyjaśniłem, że nie jestem tego typu facetem. Pewnie parę lat temu bym się wiele nie namyślał, ale przecież obiecałem sobie zmianę. Prawda? Prawda?!?! Tak czy inaczej kontakt chyba się urwie. Ta dziewczyna normalnie na prostytutkę rośnie! Co za czasy.

Podobno dziewczyny szukają swoich książąt, a chłopcy swoich księżniczek. Gdzież jest więc moja księżniczka? Dla której z tych milionów lasek ja będę księciem? Może właśnie siedzi obok mnie? Kto siedzi obok mnie? Mirosława. Eee.. a może jest gdzieś na drugim końcu świata? Skąd ja mam to wiedzieć? Ja się już gubię. Naprawdę gubię się w tym wszystkim. Chyba za długo jestem sam. Żyć mi się normalnie przestaje chcieć. Ale z drugiej strony z takim nastrojem to prędko sobie nikogo nie znajdę... Podobno księżniczkę można znaleźć tylko wtedy, kiedy przestaje się jej szukać. Ale jak się przemóc by już nie szukać? Tego mądre księgi już nie piszą.

piątek, 4 lutego 2011

Żyj z całych sił...

W zasadzie miałem strasznie nudny dzień :D Jedyne co dziś zrobiłem to poćwiczyłem pół godzinki na klawiszach, no i wzięło mnie na śpiewanie;)

Cel:
• Iść na spacer z Miśką - Nie wyszło.
• Pograć na klawiszach - pograne, poćwiczone, pośpiewane;)
• Pouczyć się początku do "The time of my life" - niby coś tam umiem… ;)

Sb, 04.02.11
Cel:

• Znaleźć sobie hobby
• Skombinować "Hormon Nieszczęścia"
• Wyskoczyć gdzieś wieczorem (?)
Waga: ???

----------------------------------------------------------------------------

Podejrzewam, że po spędzeniu z tą klasą roku, Majka szybko się zmieni. Każdy się zmienia. Prędzej czy później. Ci, którzy zmieniać się nie chcą, bo nie podoba im się kierunek w którym zmierza ta klasa zostają wyrzutkami. Tak jak ja czy Marta z Magdą. Ania – jako jedyna, od początku trzyma się z daleka od wszystkich i od wszystkiego. No, przynajmniej nikt jej nie zniszczy psychiki. Jest z nami już od roku a my właściwie nic o niej nie wiemy, ale trudno się dziwić sama się od nas odizolowała więc nawet nie dała nam szansy poznania jej. Generalnie dookoła mnie same szuje. Naprawdę. Gośka znalazła sobie nowe zajęcie. Obwinianie. Kogo? Mnie. Za co? Za wszystko i wszystkich. Coś się psuje w klasie? Czyja wina? Moja. I pomyśleć, że jeszcze rok temu gdy się poznawaliśmy miałem z wszystkimi niezły kontakt. Ludzie się zmieniają. Teraz siedzę i udaję, że nie słyszę złośliwych komentarzy na mój temat, że nie widzę drwiących uśmiechów. Dość! Zaczynam się nad sobą rozczulać. To źle wróży. Poza tym ta książka nie jest o mnie tylko o reszcie:) Ooo Wiola mi zagląda przez ramię, ciekawa jest co tu piszę. Kunegund widząc to odpowiedział jej, że piszę o niej. Ponoć (wg Kunegunda) piszę, że ma ładne, kształtne piersi (prawda), seksowny tyłeczek (prawda), słodki uśmiech (prawda) i „masakryczny zaraźliwy śmieszek”. Na to ostatnie zareagowała wybuchem śmiechu i trzeba przyznać, że trafił Kunegund w dziesiątkę. Jak Wiola się śmieje to można paść ze śmiechu. Ona powinna w jakimś kabarecie pracować. Wyszła by na scenę i zaczęła się śmiać, a cała sala by pękała ze śmiechu :) Świetna jest. Wychowawca wyszedł. W pierwszej ławce Mirosława, Gosia i ktoś, kogo obecnie nie widzę, gdyż widoczek zasłania mi Tomek. Sądząc po minach wspomnianej dwójki coś się stało. Nie moja sprawa. Dzwonek. Wszyscy sprintem do drzwi. Normalka.

Fiza. O rany ale nudy. Te lekcje zawsze wyglądają tak samo. W pierwszej ławce, sama, jak zawsze siedzi Ania. Tej to się musi nudzić! Ani do kogo gęby otworzyć ani nic. Przede mną, Alicja, Tomek i Grażynka. Ala z Tomkiem całą lekcję zajmują się sobą wzajemnie. Nie tracą czasu:) Grażynka leży na ławce i standardowo się nudzi. Ja notuję, a obok Przemek udaje, że się uczy. Za mną Mirosława, Gosia i Wiktoria. Mirosława ewidentnie się nudzi, i chyba zdaje sobie sprawę, że nie ma czego szukać w tym towarzystwie. Gośka z Wiktorią na zmianę dyskutują o czymś (za krótkie uszy mam:)) i piszą co podyktuje fizyczka. Generalnie jak ktoś chce, to się nauczy tej nieszczęsnej fizyki, ale nic na siłę. A jak się nie chce, to spokojnie można robić to co się chce, z założeniem, ze jest się cicho. W drugim rzędzie, na końcu Jadzia z Marią ambitnie śpią. O, Jadzia właśnie odebrała telefon. No tak to u niej na porządku dziennym. Lejdis z ożywieniem rozmawiają ale tym razem do rozmowy włączyła się Beatka. Nie wiem czemu ale zaczęła się ostatnio z nimi (Lejdis) zadawać. Jak na mój gust to ona tam zupełnie nie pasuje. Nie mam tu na myśli, że jest brzydka (o gustach się nie dyskutuje). Po prostu to nie jej styl. Zdecydowanie. Iwona (O rany jak ja jej nie lubię), największa plotkara, siedzi z Majką. No tak, Majka jest nowa, to się jeszcze na niej nie poznała. Jak ją zjedzie parę razy za plecami to otrzeźwieje. A może ja Iwonę po prostu za mało znam? Ale chyba nawet nie mam ochoty bardziej jej poznawać. Jadzia właśnie dostała opiernicz od pani profesor za gadanie przez telefon a Maria została przesadzona do pierwszej ławki. Wreszcie coś się dzieje. Taka miła odmiana słuchać jak ktoś inny ma kłopoty. W pierwszej ławce w drugim rzędzie Kryska, chyba jako jedyna uważa na tej lekcji. No i widać, że próbuje się czegoś nauczyć. Ambitna. Na każdej lekcji Fizyki klasa dostaje solidną naganę, że rozmawiamy i nie dajemy jej prowadzić lekcji. Najzabawniejsze, że z tą nauczycielką to akurat dałoby się nauczyć. Naprawdę. Tylko trzeba chcieć. A klasa nie chce. Co za ludzie. Fizyczka słynie z powiedzenia: „
-Maciek! do tablicy! Albo nie. Przeczytaj to na głos.
-Ale ja się nie nazywam Maciek. Jestem Przemek.
-Aaa to czytaj Patryk.
-Jestem Przemek!
-Aaa. No też ładnie. Czytaj już”
Ale ogólnie, gdyby nie to, że nikt się nie chce uczyć to Fizyka jest w porządku.

Imprezowo!

Co za dzień… Najpierw mikroekonomia. Egzamin zaskoczył mnie poziomem trudności - jeden z cięższych egzaminów jakie miałem. Naprawdę nie spodziewałem się aż tak trudnych pytań. Czy zdam? Nie wiem, po raz pierwszy na studiach nie jestem tego pewny. No ale cóż… są jeszcze poprawki… :D Po egzaminie - dobra wiadomość! Dofinansowanie z Niemiec i od Taty. Na żarcie kasę odłożyłem i pierwsze co to na piwko z kolegami po egzaminie (Mati, Marek, Kuba, Blondas i Ja;) ). Tutaj gwoli wyjaśnienia dodam tylko, że piwko wypiłem jedno, bo na 16 do pracy miałem:/

W ramach rekompensaty za to, że po południu było tylko jedno piwko - mieliśmy iść do pomarańczy - skończyło się na flaszce w plenerze (oszczędnie - pół litra na 3), carpe diem i domówce u mojego kumpla;) Ogólnie miałem iść z kumplami - poszedłem z 2 kumpelami i jednym kumplem ;) Bawiłem się nieźle (i tanio:D). I zgodnie z obietnicą piszę - blondas naprawdę nieźle tańczy :D Tyle. Więcej wiedzieć nie musicie;)
Cel:
• Zdać egzamin z Mikroekonomii - nie mam pojęcia.
• Zjeść porządny obiad - McDonalnd!
• Sprzedać 2 oferty - no tutaj kapa, nie sprzedałem nic, ale co tam;)

Pt, 04.02.11
Cel:

• Iść na spacer z Miśką :)
• Pograć na klawiszach
• Pouczyć się początku do "The time of my life"
Waga: 47,4kg


------------------------------------------------------------------------------------

Nowy Rok Szkolny

Nowy rok szkolny się zaczął. A w klasie zagmatwało się jeszcze bardziej. Alicja z Tomkiem całkowicie się odsunęli od klasy. Tomek jest niesamowicie zazdrosny o Alicję. Nie da się już z nimi porozmawiać. A szkoda, lubiłem ich. Magda z Martą stały się wyrzutkami klasowymi tak jak Tomuś i Ala. Różnica jest taka, że oni z własnego wyboru a Madzia z Martą zostały wyrzucone przez klasę. Za nic. Po prostu ich nie lubią. Klasa, psychologiczna a niszczy człowieka jak klasa psychiczna. Tak jak w pierwszej klasie zniszczyli Mirosławie psychikę tak teraz niszczą mi, Magdzie i Marcie. Zasadniczo, jako wyrzutki wszyscy trzymamy się teraz razem. Laski to normalnie jest jakaś porażka. Z nami jest tak, że jak jeden do drugiego coś ma, to mu po prostu w pysk walnie i po sprawie. Na drugi dzień się nie pamięta już o niczym. A dziołchy? Jezu te się obrażają, nie rozmawiają ze sobą, wyzywają, upokarzają publicznie i, co mnie najbardziej denerwuje, obgadują się za plecami. Właśnie ta ich fałszywość mnie wkurza. Tu sobie normalnie rozmawiają, jak gdyby nigdy nic, a za chwile cie zjadą z góry na dół. Tak wiem, teraz pewnie część z was by się oburzyła, że "nie wszyscy są tacy”. No pewnie, ale na własnej skórze poznałem, że niestety większość. 17 lat jestem na tym świecie i nigdy nie trafiłem na taką, która by nie zaczęła najeżdżać na koleżankę za plecami. A najlepsze, że potem wszyscy uważają, że nic się nie stało. Porażka. Obracałem się naprawdę różnych środowiskach i wszędzie widać ten sam schemat. Bardzo to przygnębiające.

W tym roku doszła do nas nowa koleżanka – Majka. Ładna jest dziewczyna, zgrabna, z niezłym biustem i świetnym brzuszkiem:)) Słowem – podoba mi się. No i standardowo sprawdza się to co pisałem na początku. Nie chce mnie i zajęta. Znaczy czy mnie chce czy nie to nie sprawdzałem naturalnie, no ale bądźmy szczerzy to prawie pewne. No i zajęta. To przesądza sprawę. Ja nie wiem. Co ja mam czekać aż jedna z tych ładnych dziewcząt, że tak się brzydko wyrażę, się zwolni? I co to da? Te wolne i tak mnie nie chcą. Zawsze, wszędzie i do znudzenia, słyszę tylko: „Zostańmy przyjaciółmi”. To jest chyba najgorsze co facet może usłyszeć od kobiety. Naprawdę. Nic tak człowieka nie dobija jak to stwierdzenie. A wracając do Majki to bardzo sympatyczna się wydaje. Na razie.

środa, 2 lutego 2011

0zł 0gr

Pewnie zastanawiacie się o co może chodzić z takim tytułem notki prawda? Tytuł generalnie pokazuje stan mojego konta;) I tu pytanie… czy ktoś z was wie jak przeżyć 8 dni (do 10tego) bez kasy, jedzenia i kompletnie niczego? Pewnie nie… Tu trzeba studenta! Trzeba mnie;) I ja mam ambitny plan - nie dość, że przeżyję - to jeszcze przytyję! Po pierwsze - wizyta w żabce i kartą zbliżeniową (tak, jak masz kartę zbliżeniową można nabijać konto do minus 50zł zbliżeniowo, bo obchodzi ona wstępne zabezpieczenia banku;) ) Oddam po 10tym, a bank nie będzie się o to upominał - w końcu kiedyś muszę coś wrzucić prawda? Zakupiłem kaszę, ryż, sos do bolonese, herbatę granulowaną (genialna sprawa - paczka starcza na miesiąc a kosztuje 3 złote;) ) i na więcej kasy brakło. Na całe szczęście teraz mam praktycznie do marca wolne na uczelni (tylko jutro egzamin i w przyszłym tyg. Jeden) to spokojnie rano mogę wstawać tak jak dzisiaj (12:00) i gotować obiadek przed pracą. Puszka z bolonese wystarczy mi na 4 obiady (oszczędny jestem), poza tym, jeszcze mam masło więc spoko. Aha… mogę polecić jeszcze jedną rzecz. Jak to studenci - wiadomo nie stać nas na słodycze [zresztą po co słodycze jak można piwo?]. A, że ja słodycze wręcz ubóstwiam - znalazłem rozwiązanie. Rozwiązaniem jest 'mleczko w tubce' firmy nie znanej, za 1,50zł sztuka (w żabce). Nie jest tak dobre jak to klasyczne, niebieskie waniliowe, albo czekoladowe (chyba, każdy miał w życiu taki okres, że je wcinał nie?), ale na pewno ma plus w postaci ceny;)

Cel:
• Wstać z łóżka - zrealizowany (aaaale było ciężko!) ;)
• Sprzedać 2 oferty - Sprzedane 4;)
• Nie garbić się - Starałem się jak mogłem;)

Czw, 03.02.11
Cel:

• Zdać egzamin z Mikroekonomii
• Zjeść porządny obiad
• Sprzedać 2 oferty
Waga: 47,4kg

Pisałem jakiś czas temu, że zdałem egzamin z prawa, prawda? Był to egzamin z pracy, którą napisałem pt: "Ustawa o ochronie Danych Osobowych". Muszę dodać, że temat ten nie zakończył się dla mnie definitywnie po zdaniu pracy. Przede wszystkim dlatego, że Polacy jako społeczeństwo są w tej kwestii niedoinformowani, a mi temat ten jest naprawdę bardzo bliski. Jest wiele osób, które przetwarzają dane w sposób niezgodny z prawem - i nawet nie zdają sobie z tego sprawy! A przecież zgodnie z Art. 49.1 Ustawy o ochronie danych osobowych mówi wyraźnie: "Kto przetwarza w zbiorze dane osobowe, choć ich przetwarzanie nie jest dopuszczalne albo do których przetwarzania nie jest uprawniony, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2". Tymczasem większość z was - drodzy czytelnicy nie zdaje sobie nawet sprawy czy POSIADA czyjeś dane osobowe, a co dopiero czy je PRZETWARZA! Nie wiemy więc tak naprawdę ani, czy prawo nas chroni (czy nasze dane są chronione), czy może nas ścigać z jakiegoś powodu… No i właśnie - aby tego się dowiedzieć - zachęcam do doinformowania się w kwestii tego tematu. I tu pytanie nasuwa się samo… gdzie? Większość stron internetowych może być niewiarygodna - bo wiadomo - stronę napisać może każdy. Jaką macie gwarancje, że pisząc tekst o pozbawieniu wolności do lat dwóch - nie zmyśliłem tego? Żadnej. Ale nawet wam to do głowy nie przyszło prawda? Dlatego zachęcam do weryfikacji kwestii związanych z tym tematem - na stronie standardera. W dziale "Dane Osobowe" znajdziecie naprawdę kopalnię wiedzy dot. tego tematu. Strona jest również umieszczona w dziale "linki" - po prawej stronie.

Na zakończenie chciałbym jeszcze powiedzeć jedną rzecz. Książka ta, pisana była w szkole jak miałem może 16 lat - a co za tym idzie - jest pisana nie poprawną polszczyzną (i jednocześnie językiem potocznym). Nie zamierzam jednak tego poprawiać, gdyż uważam, że nadaje to 'smaczku' i realistyczności tej książce;) Ateraz - nie przeciągając dłużej - zapraszam do lektury.

Najwięcej problemów mają chyba osoby nieśmiałe. Ci to mają jeszcze gorzej niż ja. No bo tak szczerze powiedziawszy, żeby poderwać jakąś laskę wystarczy trochę odwagi i presja. Tak presja. Presja kolegów. Pamiętam, że kiedyś szedłem z chłopakami i naglę widzę takie dwie ładne laski. I chłopaki do mnie z tekstem:
-Te, ziomuś, jak żeś taki kozaczek to weź te dwie laski poderwij co tam idą. Masz pięć minut. Wchodzisz?
Jako, że nie chciałem wyjść na byle jakiego frajera (zwłaszcza, że się wcześniej odrobinkę przechwalałem) zgodziłem się. Podszedłem do nich , i nie zbyt wiedząc od czego zacząć, zapytałem o chusteczkę. No i (dzięki bogu) miała. Pogadaliśmy chwilkę, po flirtowaliśmy (trza od razu do rzeczy przechodzić nie?:D)i po chwili miałem zapisane ich numery telefonu:) Później troszkę się spotykaliśmy, ale szybko się rozpadło. Tak czy inaczej zakładzik wygrałem i chłopaki byli naprawdę pod wrażeniem.

Wychodząc wczoraj z psem na spacer doszedłem do wniosku, że jedyna samica, która mnie kocha na tym parszywym świecie to mój pies (znaczy suczka:)) Później wzięło mnie na rozczulanie się nad sobą i do 3 nad ranem oglądałem Titanica. Widać samotność padła mi na mózg. Kobiet chętnych na związek nie widu i nie słychu. Wszystkie takie same. Albo zajęte, albo mnie nie chcą, albo lesbijki. Albo wszystko naraz .One oczekują od nas zrozumienia i my się naprawdę staramy ale ciężko mi pojąć jak można chodzić całymi dniami po sklepach, gadać o tipsach, podkładzie, paznokciach itd. Czy my gadamy o goleniu się? W ogóle większość z nich jest święcie przekonana, że nam, facetom, zależy tylko na seksie. Cóż to za skandaliczna myśl?! Nam zależy na związkach i miłości a seks to dodatek. Znaczy ja nie mówię, że nie ma facetów, którym tylko na seksie zależy. Są szuje i są faceci nie? A kobietom też na nas nie zależy. Bawią się nami jak zabawkami. Gdzie się podziały te normalne kobiety?

wtorek, 1 lutego 2011

The time of my life...

Wspomniałem wczoraj o celach miesięcznych prawda? Napisałem, że mam ambicję nauczyć się kroków do piosenki "the time of my life" z filmu "dirty dancing". Otóż poczyniłem pewne postępy - nie znaczne, to prawda, ale zawsze to jakiś postęp;) Mianowicie czekając na autobus na przystanku 'przypadkiem' puściłem ową piosenkę w ipodzie i zupełnym przypadkiem nikogo nie było poza mną. Zacząłem więc przypadkiem pomalutku powolutku i troszeczkę się wstydząc… ruszać nogami do przodu i do tyłu… to było 'coś a'la mambo'. I generalnie rzecz biorąc nie było by źle i nawet nie byłoby nic dziwnego w tym (no rany, przecież każdy z nas robi czasem dziwne rzeczy gdy nikt go nie widzi) gdyby nie fakt, że po 5 minutach tak się wkręciłem w tą piosenkę, że puściłem ją jeszcze raz, zamknąłem oczy i już ostro wywijałem na tym przystanku, w lewo, w prawo, do przodu, obrót, drugi trzeci, aż się zdyszałem. Kiedy otworzyłem oczy okazało się, że ten mój 'taniec' nie był tak do końca w samotności… Na przystanku bowiem stały sobie dwie babcie udające, że nie patrzą (to nic, że wzrok co chwile umykał w moją stronę) jakaś matka z dzieckiem wyglądająca na 'lekko rozbawioną' i… cóż jakby to ująć - cały tramwaj ludzi, którzy akurat przejeżdżali… Tak czy inaczej przynajmniej chwile potańczyłem i jakieś kroki poćwiczyłem. A, że ludzie? A tam olać, humor miałem tak wybitny, że naprawdę bardziej mnie to rozbawiło;)

Cele dzisiejsze osiągnięte! Egzamin z Zarządzania zdany na 3. Czasami sam dziwię się mojemu szczęściu, naprawdę. Nie uczyłem się kompletnie (tak, miałem w nocy, ale taki fajny film oglądałem…)! Przed wejściem do Sali przeczytałem jeden fragment w podręczniku (dot. BCG), i zgadnijcie jakie dostałem pytanie… "co to jest BCG". Ciekawe co ja zrobię jak wykorzystam mój limit szczęścia… No, ale tym to ja się będę martwił jak go wykorzystam;)

Wspomniałem wyżej, że oglądałem film. Chciałbym z tego miejsca troszkę go zareklamować, bo naprawdę nie wiele jest filmów przy których na napisach końcowych siedzę zamurowany, które oglądam i mnie nie nudzą. Film nazywał się "chłopiec w pasiastej piżamie" i mogę go polecić każdemu, kto chodź trochę interesuje się tematyką holocaustu. Więcej opowiadać nie będę, bo to trzeba zobaczyć;)

Z naprawdę miłych i opytmistycznych rzeczy otrzymałem dzisiaj e-mail… Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że e-mail był od fatra. Tu nadal może nie być większego zdziwienia więc tytułem wyjaśnienia powiem tylko, że nasza korespondencja ogranicza się zazwyczaj do "Cześć fater, przelejesz mi stówkę?" I odp: "nie mam." ew: "a posprzątałeś łazienki?" na co ja odpowiadam: "wiem, że masz, potrzebuje" I odp: "nie mam, przyjdź po 10tym" moja odp: "po dziesiątym też będę miał". No więc proszę sobie wyobrazić moje zdumienie, gdy otrzymałem e-mail o następującej treści:
Kochany synu,
Po przeczytaniu twojego bloga....
Pytam..

Ile mam w Ciebie zainwestować ? Masz może jakiś biznes plan ?
Interesuje tylko efekt skali.

Pozdrowienia
Fater.

Także do teraz jestem w szoku;) A teraz wracając już do standardowego powoli schematu…:)


Śr, 02.02.11
Cel:

• Wstać z łóżka (tak, tak, to nie jest takie proste jak ma się dzień wolny na uczelni!)
• Sprzedać 2 oferty w pracy (mieć cel)
• Nie garbić się (rany, jak ja się garbię… trzeba jakoś zacząć wyglądać!)
Waga: 47kg
Klasycznie, standardowo i typowo zapraszam po raz kolejny do dalszej lektury mojej książki;)

Czasem udaje mi się podsłuchać jakąś rozmowę między dziewczynami. Boże o jakich one pierdołach rozmawiają! Rozmowy o tipsach, kremach, perfumach, kosmetykach, jedzeniu, kaloriach, kaloriach, kaloriach, kaloriach, i o kompleksach. Mógłbym tak cały dzień wymieniać. Ale najfajniejszego świra mają na naszym punkcie. Konkretnie na punkcie starszych facetów. Się rozpływają...”jaki on jest śliczny”, „o boże jak on mi się podoba” „a widziałaś , jak się do mnie uśmiechnął?”. Dlaczego, ja się pytam, dlaczego nie mogą się tak rozpływać na nasz temat? To dla tych starszych facetów, a nie dla nas, jak się robi ciepło, zaczynają się skąpo ubierać. Co prawda my też na tym korzystamy, ale ta świadomość jednak gdzieś tam jest. A laski faktycznie skąpo się ubierają teraz. Taka Marta na ten przykład, jak ubierze sobie koszulkę z głębokim dekoltem to jak się stanie nad nią albo ona się pochyli...ach... zaraz się cieplej człowiekowi robi. Ona ma bezapelacyjnie najlepsze to co najlepsze być powinno. Z Jadzią z kolei fajnie jest iść zapalić i pogadać. Bo fajnie się z nią gada. Brzydka tez nie jest. Z tym, że nie dość , że zajęta, nie dość, że mnie nie chce, to jeszcze ma takie imię... Więc ona odpada. Magda - jest bardzo seksowna, bardzo mi się podoba ale nie dość, że zajęta i mnie nie chce to jeszcze jest bardzo wysoka. A szkoda, bo sympatyczna z niej dziewczyna. Pamiętam, że kiedyś się zastanawiałem co one robią po lekcjach. No, bo my -chłopaki to wyskoczymy gdzieś do knajpy i jest spoko. Pogadamy, podumamy i do domu. A one? Solarium, kosmetyczka, nauka, nauka, nauka i spać. No i jak taką poderwać? Nie dość, że cały czas zajęta to zupełnie nie bywa tam gdzie my. I o czym z taką rozmawiać? O temperaturze w solarium? O kosmetykach, butach, ciuchach, szpilkach, spódniczkach a może o kolorach? A propos, wiesz jaki to kolor „łososiowy”? Albo „morski”? No właśnie. Musiałbym być chyba gejem, żeby je zrozumieć. I na nic idą moje wysiłki. Zrozumieć, nie zrozumiem. Ale przynajmniej mogę udawać, że rozumiem. Kiedyś zapytałem kolegi jak on to robi, że laki na niego lecą. To mi odpowiedział, ze kobietom wydaje się, że on je rozumie mimo iż ni w ząb nie kuma co one do niego gadają. Czyli robi je w konia po prostu. A ja tak nie chcę! Ja naprawdę staram się je zrozumieć. Z tym, że moje dobre chęci kończą się gdy widzę piersi Marty. Wtedy nic innego się nie liczy. Jak mam słuchać kobiety, skoro cały czas się koncentruję na jej walorach?