poniedziałek, 14 lutego 2011

Szanowny Panie Profesorze!

Szanowny Panie Profesorze!

Od razu uprzedzam, że list ten piszę do Pana po długim zastanowieniu i wielogodzinnych przemyśleniach. Jest on brutalny, szczery do bólu - ale dzięki temu tak rzeczywisty. Rzeczy bowiem o, których zamierzam Panu napisać są rzeczami niezmiernie ważnymi. Przechodząc do sedna…

Oświecono mnie dzisiaj, że oblałem socjologię. Fakt - mogłem się tego spodziewać, bo jakby nie patrzeć nic się nie uczyłem i chory byłem wtedy (mniej Pan litość, gorączkę miałem)… Ale z drugiej strony coś tam jednak napisałem! Jednak tak naprawdę nie wkurzyła mnie świadomość, że oblałem - tylko ta jedna, jedyna, drobna, maleńka wręcz informacja. Mianowicie termin poprawkowy - jutro rano. Ja się bezczelnie pytam jakim prawem, Panie profesorze, jakim prawem? Jeżeli w niedzielę wieczorem dowiaduję się co dostałem to z jakiej racji mam niecałe 12 godzin później pisać poprawkę? Toż to wolne żarty! Tak się po prostu nie robi Panie profesorze! Zdenerwowany więc niezmiernie zabrałem się za lekturę regulaminu uczelni, gdzie znalazłem informację, że egzamin poprawkowy mogę pisać NAJWCZEŚNIEJ w 3 dni po ogłoszeniu wyników. Więc jak to jest Panie profesorze? Czy Pan sobie z nas kpi? Czy to taki żart z Pana strony? Są pewne zasady prawda? Ja rozumiem, że można pewne rzeczy naginać - ok. Rozumiem, że można sprawdzać prace dłużej niż w regulaminie pisze, rozumiem, że można surowiej bądź pobłażliwiej oceniać. Ale wycinanie studentom takiego numeru to jest Panie Profesorze naprawdę nie sprawiedliwe, nie humanitarne, nie moralne i nie uczciwe. Drogi Panie profesorze! Ja naprawdę miałem Pana za porządnego, uczciwego człowieka. Uczył mnie Pan sumiennie przez cały semestr o uczciwości, dawał Pan przykład. I co to się stało? Dobry przykład skończył się z chwilą egzaminu?

Podsumowując zatem - proszę Pana Panie profesorze o zmiłowanie się nad biednymi studentami i przedłużenie terminu sesji poprawkowej, bądź (co jest chyba najlepszą alternatywą) ugięcie się w swojej łaskawości nad naszymi prośbami (Pan da trzy…), zlitowanie się w swojej wielkoduszności i przepuszczenie nas na semestr II.

Z Pozdrowieniami
Studenci


Listu naturalnie nie wysłałem, jest on napisany tylko na potrzeby bloga, chodź nie przeczę, że miałem takie pomysły. Co konkretnie z tą nieszczęsną socjologią będzie dowiem się jutro ;)

Cel:
• Zobaczyć się z Miśką - pokłóciliśmy się (eh… z mojej winy)
• Zaliczyć salsotekę :) - po kłótni odpuściłem sobie imprezę.
Pn, 14.02.11
Cel:

• Zaliczyć socjologię (błagam!)
• Sprzedać 3 w pracy
• Dostać urlop na wyjazd do Warszawy
• Zrobić dobry uczynek (a co mi tam;) )
Waga: 47,5 - hmm coś kiepsko te 5kg widzę… ale zawsze to o 0,1kg więcej!

----------------------------------------------------------------------------

Fizyka. Na Dzień Dobry usłyszałem: „To ja wyjdę i wrócę jak będzie tak jak ja lubię – cicho”. Nie wiem co mnie podkusiło ale odpowiedziałem: „To prędko się chyba nie zobaczymy...”. Przegiąłem. Ale to fizyka – konsekwencji zero. Ech. Dzisiaj sobie nie popiszę, bo test rozwiązujemy. A szkoda, bo mam wyjątkowo dobry humor. Co prawda sprawy sercowe bez zmian, księżniczek na horyzoncie brak, ale dziś nawet nie mam ochoty się tym przejmować. A tak w ogóle to w sobotę gram koncert na harmonijce. W Bytomiu. Pewnie napisze jak było.

Wolna Lekcja. To jak ja się dzisiaj czuję jest normalnie nie do opisania. Klasa ma generalnie zły humor i jak nie ma się na kim wyżyć wyżywa się na mnie. Każdy się o coś czepia, Magda z Martą praktycznie się do mnie nie odzywają, ewidentnie dają mi do zrozumienia, że przeszkadza im moje towarzystwo. Nawet nie wiem o co chodzi. I pewnie się nie dowiem. Jestem tu traktowany jako coś zbędnego, niepotrzebnego a nawet jak coś czego lepiej, żeby nie było. Nikt się ze mną nie liczy, każdy ma mnie gdzieś. Gdyby nie to, że mam oparcie w rodzicach i bracie, pewnie dawno bym sobie strzelił w łeb. Ciekawe czy klasa by się przejęła. Pewnie nie. Ot jeden kłopot mniej. Ich nienawiść skupiłaby się na kimś innym i pewnie ktoś inny by to tu teraz pisał. Brakuje mi przyjaciela, który by mnie zrozumiał, pocieszył, pomógł. Brakuje mi kogoś dla kogo miałbym po co żyć. Bo po co ja w tej chwili żyję? Myślę, że żyję tylko dla tego, że gdybym się zabił, zniszczyłbym psychikę braciszkowi. Tylko dlatego tu jestem. Naprawdę chciałbym się zabić. Tylko co to zmieni? To zwykłe tchórzostwo. Ucieczka od problemu nie jest jego rozwiązaniem. Prędzej czy później będzie lepiej. Pytanie kiedy.

Ta książka zaczyna się zmieniać w mój pamiętnik. Ale może moje własne obserwacje i przemyślenia pokażą ludziom jacy są naprawdę? A prawda jest smutna. Ukazuje całą perfidię nie tylko kobiet ale, nie czarujmy się, i facetów. Co prawda różnimy się, ale na prawdę jesteśmy tak samo chamscy i wredni wobec siebie. Tak sobie myślę, że chyba lepiej by było mieć nauczanie indywidualne. Ileż problemów mógłbym wtedy uniknąć, ile przykrych rzeczy by mnie ominęło! Tylko jak miałbym wtedy znaleźć tą moją księżniczkę? I tym pytaniem bez odpowiedzi kończę ten rozdział.

1 komentarz: