wtorek, 30 lipca 2013

Przypadek?

Ile jest rzeczy zwykłych a zarazem niezwykłych… dotyk kosmosu, kolejny wymiar naszej wyobraźni podpowiada nam, że ufo istnieje. Kosmici są, często wśród nas. Ja sam na przykład znam wielu kosmitów. A raczej kosmitek.

Kosmita – to hipotetyczny przedstawiciel inteligentnej formy życia pozaziemskiego. Ciężko się z nim porozumieć, a o zrozumieniu w ogóle nie może być już mowy. Zamieszkują obce planety a w naszym otoczeniu znajdują się przypadkiem lub celowo. Zazwyczaj pociągają nas, intrygują, swoją tajemniczością.

Kobieta – praktyczny przedstawiciel inteligentnej formy życia. Ciężko się z nią porozumieć, o zrozumieniu absolutnie nie może być mowy. Zamieszkują planetę Wenus, w naszym otoczeniu znajdują się przypadkiem lub celowo. Pociągają nas, intrygują, swoją tajemniczością.


Przypadek?

Na obrazku poniżej dowód – że ufo istnieje i daje nam znaki o swoim istnieniu.


Ufo jest wszędzie !



----------------------------------------------------------------------------


Przemek: „Dlaczego mam obniżoną ocenę o połowę?”

Geograficzka: „Bo nie widzę tutaj w której grupie byłeś”

Przemek: „No ja też nie widzę, musiałem zapomnieć”

Geograficzka: „No to już wiesz dlaczego?”

Przemek: „Dlaczego?”

Geograficzka: „Bo nie napisałeś grupy”

Przemek: „No i co z tego?”

Geograficzka: „Nie mam słów. Masz, połowę oceny niżej i daj mi święty spokój”

Przemek: „Dobra, już nic nie mówię, i tak mam ndst”

Geograficzka: „To po co mi właściwie głowę zawracasz? Co za różnica czy 1 czy 1+” ?

Przemek: „No właśnie, co za różnica? To co, 1+?”

Szkoda słów. Co do geograficzki, też w sumie szkoda słów.

Babeczka już chciała zacząć temat i dyktować kiedy Beata…

Beata: „To nie sprawiedliwe. Uczyłam się dwie godziny i dostałam dop.”

Geograficzka: „ To tylko o tobie świadczy i to nie mój problem”

Beata: „Pier*** taką lekcję”.

Geograficzka  udała, że nie słyszała. Czasami to aż żal mi się robi tej babeczki.

Ja w sumie lepszy nie jestem. Grażyna, po obejrzeniu mojego zeszytu do Geografii stwierdziła: „Ekstra, nówka nie śmigany !”. Mam go dwa lata już, więc to chyba nie najlepiej o mnie świadczy.
Nadia spytała się czy „to będzie na sprawdzianie?” – „Nie? A to, nie piszę”. Taka właśnie jest geografia.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Pogoda zabija.



Urodziła się myśl. Myśli mają to do siebie, że w takich warunkach rodzą się powoli i leniwie. A warunki są ciężkie. W sali jest chyba ze 40 stopni, pozasłaniane okna, pozamykane, bo na dworze jeszcze cieplej. Całość porównałbym do sytuacji gdzie 10 osób siedzi w maluchu który wcześniej przez cały dzień stał na pustyni. Tak właśnie dziś się czuję. Nic dziwnego, że leniwe myśli wcale nie chcą się rodzić. W taki dzień jak dziś, zanim powiem „dzień dobry” już muszę mówić „do widzenia”…
Jest głośno. To dobrze i źle. Dobrze – bo to znaczy, że praca wre. A źle, bo jak jest duszno, gorąco i głośno to w ludziach wzbiera chęć mordu. Kolega przede mną przykładowo jak tylko wszedł dziś rano to już chciał zabijać. Atmosfera wrze. Ludzie rzucają się sobie do gardeł, starają się jak najmniej myśleć, bo myślenie zmusza do wysiłku a wysiłek sprawia, że robi się jeszcze cieplej. Więc nie myślimy. Tkwimy tak ja ta istota bezrozumna, niezdolni wykonać jakikolwiek ruch w obawie podniesienia temperatury. Duże ilości wody którą sączymy namiętnie mają pomóc nam przetrwać. Wentylatory (sztuk dwie) poruszają gorące powietrze nie chłodząc go zbytnio. To trochę jak wiatr na Sacherze. Niby fajnie, że jest, ale i tak grzeje. Ślizgają się nogi w butach, ślizgają się w spodniach które muszą być długie, bo taki wymóg pracy. Ślizgają się koszulki i koszule. Wszystko się ślizga. Nawet myśli zamieniane w słowa do klienta sa takie jakieś śliskie...


----------------------------------------------------------------------------


Lekcja geografii. Zaczęło się inaczej niż zwykle. Zaczęło się bowiem od… awantury. Babka stwierdziła, że ma dość. Nie będzie tak, że ona pracuje, a my odpoczywamy. Teraz będzie odwrotnie. Już to widzę. I jej hasło: „W pewnej klasie, a nie zaraz ! To u was było! Pewna anonimowa osoba wręcz sobie jaja z lekcji robiła, to skandal !” I odpowiedź Grażyny :”No właśnie Krzysiu, nie rób sobie jaj z lekcji”.
Sprawdzanie sprawdzianów. Cytuję wypowiedź Geograficzki: „Koleżanka Grażyna napisała, że  „Grzyb skalny powstaje w wyniku grzybobrania”. A wydmy? Wydmy wg koleżanki Krystyny powstają w skutek „wydymania””.
 No i tak właśnie wyglądają nasze sprawdziany z Geografii. Ja dostałem dwóję. Na pytanie „czym jest wietrzenie” Krysia napisała, że „wietrzenie powstaje w skutek wydostawania się gazów przez odbyt na zewnątrz.” No i Geograficzka musiała w końcu szału dostać. Mówi, że mamy wyciągnąć kartki, bo dzisiaj kartkówka. A my jej wciskamy, że nie, że to jutro miało być, na pewno nie dziś ! Nie łykła tego. Ale i tak piszemy jutro. Taka już jest ta nasza geograficzka. Ona pracuje, my się obijamy. Co za szkoła.

sobota, 27 lipca 2013

Przyjaciel.

Siemanko,
Zanim napiszę coś więcej to chciałbym się czymś pochwalić. A co, chwalić to ja się lubię. W każdym razie mój blog został zakwalifikowany do konkursu „blog miesiąca”. I wygląda na to, że biorę w nim udział. Idzie mi co prawda marnie, ale wiecie, udział jest ;)
Tak czy inaczej jeśli macie chęć zagłosować to po prawej w linkach jest taki awatar „Konkurs, Blog miesiąca lipiec” który magicznym kliknięciem przenosi was na stronę konkursu i tam jest ankieta w której możecie zagłosować.

Dobra, tyle spamu – do rzeczy – Przyjaciel. Otóż nawiedzała mnie ostatnio refleksja, dlaczego ja sprawiałem wrażenie takiego nieszczęśliwego przez całe LO. Wiecie, czytam te fragmenty i czytam… I ojej, jaki to ja biedny, a to się śmieją, a to wychowawca itd. No, strasznego boroka z siebie robiłem … I doszedłem do wniosku, że mi po prostu było trzeba przyjaciela ! Takiego co z nim zawsze można pogadać, wyżalić się, który podniesie na duchu.

Gdybym wtedy miał takiego przyjaciela jak teraz... a zresztą, nie ma co gdybać.
Jaki jest mój przyjaciel?:
- Uważa, że jest najważniejszy na świecie. Ewentualnie ja a potem on. (brzmi znajomo hmm?)
- Potrafi mi zeżreć kołdrę (tak, zeżreć),
- Rozpycha się jak jasna cholera,
- Jak nie chcę wstać to będzie mnie budził do skutku,
- Uwielbia się ze mną kłócić i bezczelnie mówić, że nie mam racji,
- Jak wracam po pracy to włączają mu się sprężyny zamiast nóżek,
- Jak chcę się wyżalić – zawsze udaje że mnie słucha

To tak w skrócie. Korek, bo o nim mowa to prawdziwy potwór nad potwory. Ma w sobie duszę pit-bulla, jestem tego absolutnie pewny. Ale to dzięki niemu w dużej mierze, jestem spokojniejszy niż kiedyś, zdyscyplinowany (wstaję rano!), ogarnięty. Pomyśleć, że tyle lat żyłem w chaosie a trzeba było tylko tej mała bestii, żebym nauczył się dyscypliny …



Ja i mój zarośnięty przyjaciel Korek.


----------------------------------------------------------------------------

No i po świętach. Wigilia klasowa minęła zadziwiająco dobrze. Odniosłem wrażenie, że przez te pół godziny naprawdę wszyscy sobie dobrze życzą. Przez pół godziny poczułem się jak w prawdziwej klasie. Bez chamstwa, obłudy, fałszywości, ze szczerością przy składaniu życzeń, uśmiechami przy rozmowach. A jednak klasa jak chce, to potrafi. Naprawdę szczerze mnie zaskoczyli. Teraz siedzę na chemii z wychowawcą. Piszę, bo chemii właściwie nie ma. Druga grupa ma zaległości i mają ten sam temat, który my mieliśmy przed świętami. Chyba już zapisali co trzeba bo zostaliśmy poinformowani, że do 16.01.2009 roku oceny końcowe na pierwszy semestr muszą być wystawione. Trzeba się wziąć za siebie.
Nauczyciele powariowali. Przed wystawieniem ocen każdy  „dorzuca coś od siebie” najczęściej w formie sprawdzianu. Tu lekturka do przeczytania, tam sprawdzianik i tak przez cały tydzień. A wracając do wigilii to miło było, ale po świętach wszystko wróciło już do normy, a jak ! Znów jest powrót do starych spraw, roztrząsanie co by było gdyby itd. Na topie obgadywania chwilowo jest „sprawa Tomka”. Tj. gdybanie co by było gdyby Tomek bliżej skumplował się z chłopakami? Czy Alicja miałaby więcej koleżanek? Czy rozstaliby się przez nas? No i tym podobne rozważania.  Bo Tomek i Alicja to taka nasza klasowa para, trzymają się strasznie z boku. Są spoko, ale strasznie się od reszty odizolowali. Ale w sumie, może to nie głupie?

piątek, 26 lipca 2013

Jak pozbyć się furii?



Nie wiem. Ale nie wiedziałem jaki tytuł dać to dałem taki.
Byłem ostatnio na szkoleniu. Służbowo. Wiadomo, jak korpo, to korpo. Szkolenie miało na celu nauczyć kadrę menadżerską opanowywać emocje. Tak przynajmniej nam mówiono. A tak szczerze to pewnie był budżet i trzeba go było wydać – jak to w korpo. Ci co mnie znają, to wiedzą, że co jak co, ale opanowywać to ja się nie potrafię. Po tatusiu tak mam. Furiat ze mnie nieziemski. To chyba rodzinne u nas. Tatuś też  furiat, dziadek nie wiem, nie drążyłem. W każdym razie, jak przystało na każdego szanującego się furiata, tudzież menadżera  na szkolenie poszedłem, a co !
I nic. Znaczy wiecie, niby uczyli, że odpowiadać tak i śmak, że jak się denerwujesz to powtarzać sobie w głowie różne mądre rzeczy itd. Itd. No i niby wszystko racja. Tyle, że to nie takie proste. Szkolenie w sumie fajne, kanapki dawali, kawusie. To jak dostałem kawusię to już wiedziałem, że szkolenie all inclusive. Takich kierowników jak ja nas tam było ze dwudziestu. Co komu szkolenie dało nie wiem, wiem co mi dało – kawę. W każdym razie uczyli, że jak się będę denerwował i chcę coś powiedzieć zespołowi to mam odpowiedzieć baaaaardzo spokooooojnie. No i wczoraj była okazja, to powiedziałem baaaaardzooo spokoooojnie, że nie ma wyjścia wcześniej. Tak spokojnie powiedziałem, że aż się wystraszyli. Stwierdzili później, że powiedziałem to tak jakoś… psychodelicznie... i się wystraszyli.
Z tą furią to też różnie bywa. Bo ja na ogół to jak baranek jestem spokojny. Zupełnie. Ale jak mi ktoś zaczyna pyskować albo nie daj boże się kłócić, to zaraz furia. Straszna. Po tatusiu, tatuś też nie lubi jak się ktoś z nim kłoci.

----------------------------------------------------------------------------

Pamiętam kiedyś, że babka z Biologii powiedziała do mnie „masz szlaban na seks”. Nic nie umiałem na sprawdzian. Zresztą ja nigdy nic z biologii nie umiem, bo to chyba najgorszy przedmiot. W każdym razie zostało to rzucone żartem i tak zostało odebrane. Tyle, że gdy wychowawca się o tym dowiedziała to przy całej klasie zaczęła mnie wyśmiewać słowami „ale przecież on jest taki malutki” robiąc aluzję do mojego wzrostu, mam nadzieję. Notabene sprawdzian z Bioli ostatecznie poprawiłem. Dla osoby postronnej wydaje się to całkiem zabawne. Ale dla mnie ani nie jest to zabawne a tym bardziej nie uważam, że wychowawca powinien tak się ze mnie naśmiewać wiedząc, że nie mogę nawet się temu sprzeciwić – bo jak? 4 kapa pod rząd? Przypadków takich było wiele, nie będę ich tu wszystkich przytaczał.
Była taka akcja na wywiadówce. Pani profesor Kłos dała wtedy popis swoich umiejętności manipulacji i swojego braku szacunku do drugiego człowieka. To co za chwilę tu opiszę to spisane z pamięci opowiadanie mojej mamy, która wróciła z wywiadówki. Wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu, kiedy padła propozycja, by sobotę którą mamy odpracować spędzić w kinie. Ja wówczas nic nie powiedziałem, bo nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Jednakże Ilona, która też jest z Kobióra (wieś na której mieszkam jakieś 10km od szkoły) stwierdziła, że jej się to nie uśmiecha, bo ma kłopot z dojazdem w sobotę. Ja kłopotu tego nie mam bo jeżdżę stopem. Wychowawczyni stwierdziła wtedy, że „skoro nie masz jak się dostać do kina to ja OSOBIŚCIE przyjadę po Ciebie samochodem”. Wypowiedziane to zostało w tak chamski sposób, że bardziej się nie dało. W kinie stawili się wszyscy a później przyszła wywiadówka. I tam, Pani Kłos przy wszystkich rodzicach patrząc na moją matkę, która była obecna jako jedyna z Kobióra, powiedziała: „Ja rozumiem, że ktoś ma daleko i nie może pozwolić dziecku na dojazd. Ale z Kobióra…? Proszę Państwa...”  Generalnie robiła wyrzuty mojej mamie, zupełnie nie z mojej a tym bardziej mojej mamy, winy. Zmieszała ją z błotem przy wszystkich rodzicach, słowami których nie chcę tu przytaczać. No ale przecież takie zachowanie jest normalne na tym świecie.
Obecnie sytuacja wygląda tak, że ja zgodziłem się na tą zamianę dla świętego spokoju. Naprawdę dość mam ciągłego poniżania mnie ze strony wychowawcy jak i klasy. Zachowania takiego jednak nie chcę tolerować i prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu, rodzice wybiorą się do dyrektorki opisać sytuacje. Wychowawczyni chwilowo żyje w błogiej nieświadomości. Co będzie dalej? Nie wiem. Co ciekawe, żeby zmiana planu się udała, zgodę musi wyrazić na niego jeszcze Pani z Angielskiego, bo to Angielski zostanie wtedy przesunięty…

czwartek, 25 lipca 2013

Uczeń vs Wychowawca

Dzisiejsza notka krótka, bo dużo tekstu z Pamiętnika. Zależało mi, żeby historię która wtedy się wydarzyła opublikować w jednej części nie rozbijając jej. Wspomnienia, które przeczytasz niżej należą do tych, które najbardziej zapamiętam z całego okresu szkolnego...


----------------------------------------------------------------------------


Drugi Polski się zaczął. Zacząłem sobie na przerwie myśleć na temat fałszywości i pierwsza osoba jaka mi przyszła do głowy to była Profesor Kłos. W dużej mierze to dzięki niej jestem nie lubiany w klasie i bluzgany za plecami.
Wszystko zaczęło się jakieś pół roku temu na lekcji wychowawczej. Długo myślałem czy tą sytuację powinienem tu opisać i doszedłem do wniosku, że dlaczego nie? Niech ludzie się dowiedzą jaka naprawdę jest szkolna rzeczywistość.
Mamy bardzo kiepski plan.  We wtorek, środę i czwartek kończymy o godzinie 17.00. No i padła propozycja przeniesienia dwóch ostatnich godzin na początek planu w środę. Wyglądałoby to tak, że przychodzimy na 8.00, mamy J. Angielski, Chemię i … no i tu zaczynają się kłopoty, bo potem dziewczyny mają W-F a my (chłopcy) nie mamy co z sobą zrobić. Czyli tak zwane okienko. Sytuacja taka zdecydowanie jest mi nie na rękę, ale reszcie facetów jest obojętne czy uciekną sobie z dwóch pierwszych godzin czy z dwóch ostatnich. Na ich poparcie liczyć więc nie mogłem. No i jako, że od małego wpaja się mi, że mam prawo do wyrażania własnego zdania powiedziałem, że się na taką zmianę nie zgadzam, że mi ona nie odpowiada.
I tym zdaniem rozpętałem piekło na najbliższe pół roku. Zanim opiszę reakcję wychowawczyni chciałbym zwrócić uwagę, że wychowawczyni też była zmiana na rękę, bo ona skończy wtedy godzinę wcześniej. Najpierw padło hasło pod moim adresem – od strony wychowawcy: „Wiesz co? Jesteś prawdziwym egoistą. Powinieneś się zgodzić na tą zmianę ze względu na klasę.”
A przepraszam bardzo… dlaczego mam się poświęcić dla kogoś kto mnie zjeżdżaza plecami? Po ostrej wymianie zdań, a w zasadzie monologu wychowawcy, w którym nieustannie powtarzała, ze jestem „chamem i egoistą” stwierdziła: „w takim razie, skoro MATEUSZ się nie zgadza – zapraszam do tablicy”. Znaczy się do odpowiedzi. Lekcja ta była zastępstwem i nie miałem wtedy zeszytu. I wtedy padło zdanie wychowawcy, które do końca życia będę chyba pamiętał: „W takim razie, pożycz sobie od kogoś zeszyt. Ale zdziwiłabym się gdyby, ktokolwiek z klasy po twoim sprzeciwie Ci go pożyczył”. Na 31 osób tylko Wiktoria mi go pożyczyła (chwała!). Oceny nie dostałem.
Wychowawca tak zmanipulowała klasę, że wszyscy jeszcze bardziej odwrócili się ode mnie. Powiedziała, że mam się poświęcić dla klasy. Tak jakby jej zależało. Prawda jest taka, że ona ma tą klasę zupełnie gdzieś, co zresztą widać przy każdej innej okazji. Niestety cała ta historia na tym się nie skończyła. Od tamtej pory dzień w dzień (naprawdę nie było dnia, żebym czegoś nie słyszał), koleżanka Gosia wypomina mi mój brak zgody mieszając mnie z błotem. A wychowawca? Zła, że nie skończy wcześniej co środę wzywa mnie do odpowiedzi i wypomina. Wygląda to tak mniej więcej: „O widzę, że wszyscy zmęczeni. No przykro mi bardzo ale gdyby Mateusz się wtedy zgodził bylibyście już w domu”. I co tydzień połowa Chemii mija na takich komentarzach, na które już dawno nauczyłem się nie reagować. Nawet odpyskować nie mogę bo kolejną kapę zarobię przy tablicy. Te ciągłe docinki spowodowały, że psychicznie wysiadam. Więc składam się do kupy przez cały tydzień i wszystko szlag trafia w środowe popołudnie.
Pamiętam kiedyś, że babka z Biologii powiedziała do mnie „masz szlaban na seks”. Nic nie umiałem na sprawdzian z rozmnażania. Zresztą ja nigdy nic z biologii nie umiem, bo to chyba najgorszy przedmiot. W każdym razie zostało to rzucone żartem i tak zostało odebrane. Tyle, że gdy wychowawca się o tym dowiedziała to przy całej klasie zaczęła mnie wyśmiewać słowami „ale przecież on jest taki malutki” robiąc aluzję do mojego wzrostu, mam nadzieję. Notabene sprawdzian z Bioli ostatecznie poprawiłem. Dla osoby postronnej wydaje się to całkiem zabawne. Ale dla mnie ani nie jest to zabawne a tym bardziej nie uważam, że wychowawca powinien tak się ze mnie naśmiewać wiedząc, że nie mogę nawet się temu sprzeciwić – bo jak? 4 kapa pod rząd? Przypadków takich było wiele, nie będę ich tu wszystkich przytaczał.


środa, 24 lipca 2013

Nudy.



W świecie dużym i tym moim małym, prywatnym - nudy. Poza urodzeniem się Królewskiej Baby (royal baby), a raczej chłopca, poza Panem Eugeniuszem Hnat, który postanowił wystąpić z ZUS i żąda oddania wpłaconych składek, poza kolejnymi nic nie wnoszącymi kłótniami naszych polityków - na świecie, w Polsce i w moim prywatnym świecie nie dzieje się absolutnie nic.
Nie przedłużając już więc dłużej zapraszam do przeczytania kolejnego fragmentu wspomnień nastolatka.


 ----------------------------------------------------------------------------




Ku mojemu zdziwieniu polonistka zaczęła nowy temat. Kurczę a taką miałem nadzieję, że będzie jakaś luźna lekcja. Ale wreszcie, po tylu latach doczekała się przynajmniej ciszy na j. Polskim. Po drugiej stronie Sali Iwona ma tak zabójczy wyraz twarzy, że można paść. Widać po niej, że ma dość wszystkiego, a zwłaszcza cholernego „Kordiana”. Nie podoba mi się ta lektura. Wieszcze narodowe jeden z drugim. Wszyscy ich wysławiają a prawda jest taka, że Mickiewicz się chyba pochlał pisząc dziady. „A imię jego będzie 40 i 4” powiedział Mickiewicz otwierając czterdziestą czwartą butelkę wina.
O Słowackim to nawet nie wspominam. Wlazł sobie Kordian na Mount Everest i zszedł na chmurze. No rewelacja. Powinni tą lekturę czytać dzieciom do poduszki. Każdy przy niej usypia. Jeszcze jak znam tych panów z WKO to na 100% walną mi tę lekturę na maturze. Naprawdę, ja mam zawsze takiego pecha.
Pomyślałem sobie o Mirosławie. Ostatnio w ogóle nie rozmawiamy. Nasze stosunki wróciły do stanu jakby to powiedzieć „zanim się poznaliśmy”. No trudno. Z Magdą i Martą jakoś lepiej się dogaduję. One przynajmniej są wobec siebie lojalne. Nie to co reszta. Trzeba widzieć różnicę między zjeżdżaniem kogoś a zwróceniem mu uwagi. Jeśli ja oficjalnie mówię komuś, że jego zachowanie mi nie pasuje, to nie jest to zjeżdżanie. Ale jeśli ktoś mnie wyzywa czy naśmiewa się ze mnie to to już jest coś innego. Niestety granica ta jest bardzo płynna. Może po prostu niektórzy nie dostrzegają tej różnicy? Ja nie chcę też teraz klasy bronić. Myślę, że są wystarczająco inteligentni żeby dostrzec taką różnicę.

wtorek, 23 lipca 2013

Jak modnie się ubrać?



„Hej dziewczyny!!!!

Co powiecie bo u mnie dobrze. jakoś przerzyłam te waletynki bez chłopaka ale trudno było jak Karola ma, a ja nie trochę było przykro:( Ale dobra realizujmy ten temat dziś o ubraniach w kolorze brzoskwiniowym ojeju jak ja go uwielbiam dziś kupiłam sobie nawet spodnie w tym kolorze myśle o dalszych zakupach w tym kolorze moja siotra ma mnóstwo tego koloru w szafie pora żeby i ja go miała ,bo nie mogę być inna niż inni chociaż czasami, casami muszę się wyróżniać. a jeszcze coś na temat tego koloru cyba wszysko teraz produkują w tym kolorze. Dobra koniec tego ględzenia czas na zdjęcia...”

Źródło: http://swiatwzielonychbarwach.bloog.pl/



To cytat z jednego z blogów, który twierdzi, że jest o modzie. Pisownia oryginalna zachowana. Z przykrością stwierdzam, że 75% blogów w internecie tak właśnie wygląda… Ale rozbierzmy ten jakże mądry, traktujący o wszystkim i o niczym tekst na części pierwsze.

Zakładam, że odpowiedzi na pytania „co powiecie”, mają znaleźć się w komentarzach? Autorka ponadto dzieli się już na wstępie przykrą refleksją o tym, że jest samotna. Czyżby nowy sposób na złowienie faceta? Ponadto przypadkowy czytelnik dowiaduje się już na wstępie o tym, że autorka uwielbia kolor brzoskwiniowy ! Cóż za wartościowa informacja ! Ponadto dowiadujemy się, że jest posiadaczką siostry, której zazdrości nadmiaru wspomnianego koloru i chce się wyróżniać. W dalszej części notki autorka umieszcza różne konfiguracje modelek z kolorem brzoskwiniowym.

Czasami zastanawiam się, jaki jest cel prowadzenia takiego bloga? Czy to pisanie dla pisania? Czy wiara w ilość czytelników? A może taki styl, taka treść jest teraz na topie? Z racji tego, że także ja idę z duchem czasu postanowiłem spróbować swych sił w pisaniu w tym… stylu.



Hej czytelnicy i czytelniczki !

Co tam u was słychać? Słuchajcie co ja sobie przywiozłem ostatnio z Angli! Wspaniałe nowiutkie konwersy ! Tak konwersy przez duże K! Wiem, że jeszcze ich nie ma w polsce, więc na pewno będzie wam trochę przykro, ale jak coś to piszcie, to wam zamówię, zresztą pewnie kiedyś w Polsce będą.. Są w ogóle super, niebieskie wiecie, takie ciemno niebieskie, ale jednak nie granat. Zresztą niżej zdjęcie. Pasują fantastycznie do koszuli i jeansów, też z angli wiadomo co angielskie to najlepsze. Także naprawdę super. I jeszcze sobie kupiłem nową koszulę ale to już w polsce, w HaeMie, bo tam najlepsze marki mają wiecie o co kaman hmm? Także naprawdę polecam angielskie konwersy i koszulę haem, to będziecie wyglądać naprawdę super jak ja !






Jak mi poszło…?



 ----------------------------------------------------------------------------


Cóż za nudy ! Psychologia – na której w zasadzie nic się nie dzieje. Siedzimy, gadamy, nudzimy się. Powinni to lepiej usunąć z planu – kompletna strata czasu. Klasa najwyraźniej nudzi się tak samo jak ja. Jadzia siedzi, z głową na ramionach. Jak z piosenki Dżemu „Jesiony” : „.. Z przybitą do ramion głową..”. Maria siedząca obok – najzwyczajniej sobie rysuje. Jedyne co jest w tym pozytywnego to to, że siedzi cicho. Krysia przede mną bawi się długopisem. I ziewa. Michalina uczy się na geografię. Obok mnie Przemek, też się uczy – kartkówka dzisiaj. Mirosławy nie ma. Grażyna zasypia. Kunegund gada z Wiktorią a Jędrzej tępym wyjątkowo wzrokiem patrzy na ścianę. Minę ma taką, jakby się spodziewał, że za chwilę coś z tej ściany wyskoczy. Majka, Iwona i Ilona – rozmawiają. Słowem –nie dzieje się absolutnie nic. Ale, że jest ogólny szum i gwar, Pani profesor dostaje szału – delikatnie mówiąc. „Ale dajcie już spokój, dzieci. Przecież ja własnych myśli nie słyszę, wątek gubię co chwilę, ludzie…” Minuta ciszy i… wszystko wraca do normalności. Przemek odpłynął zupełnie czytając geografię. Potem się będzie wkurzał, że mu źle poszło – jak zwykle. Bo Przemek to taka noga z geo, że łuuu. Nic się nie dzieje. Dzwonek. Ufff.

Jaki przyjemny dzisiaj dzień! Na 10.45, dwie godziny J. Polskiego i do domu. Klasa prawie w komplecie. Cisza, spokój, relaks. W pierwszej ławce Urszula, Mirosława, Michalina i Krystyna. Dziwna kombinacja. Wszystkie patrzą przed siebie i ani me, ani be. Przede mną Justyna i Oliwia. Te to sobie przynajmniej porozmawiają. One i Magda z Martą są wobec siebie lojalne jak mało kto w tej klasie. Oliwia z słuchawkami w uszach pogrążona we własnym świecie, a Justyna zawiesiła się na jakimś punkcie w przestrzeni. Obok Magda z Martą w wyjątkowo dobrym humorze, rozmawiają o jutrzejszej wigilii. Też jestem ciekawy. Powinniśmy wywiesić na drzwiach tabliczkę z napisem „festiwal obłudy”. Już widzę te sztuczne uśmiechy Gośki, te serdeczne słowa, dobre życzenia „wszystkiego najlepszego, szczęścia zdrowia itd.” A potem wyjdę z klasy i wszystko wróci do poprzedniego stanu. Znów będą na siebie najeżdżać, wszyscy zapomną o miłych słowach. Szczerze mówiąc, kiedy usłyszę od takiej Gośki czy Iwony „zdrowia, szczęścia” to będzie to brzmiało łudząco podobnie do „zdychaj, spadaj”… Ta nasza wigilia klasowa będzie prawdziwym pokazem fałszywości.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Wobec kogo być lojalnym?



Przyznam szczerze, że to pytanie nurtuje mnie już od wielu wielu lat. I prawdę mówiąc, nie jest tak banalne jak na pierwszy rzut oka się wydaje ! Z jednej strony bycie lojalnym wobec współpracowników, z drugiej wobec podwładnych a z trzeciej wobec przełożonego. I przecież nie raz jest tak, że te trzy kwestie ostro się ze sobą kłócą…Nie odpowiem tutaj na to pytanie jednoznacznie, bo każdy powinien odpowiedzieć sobie sam.
Czy jest w porządku obgadywanie kolegów i koleżanek za ich plecami a później uśmiechanie się do nich od ucha do ucha?
Czy jest w porządku nadawanie na firmę, w której się pracuje, która zawsze bezproblemowo wypłaca wynagrodzenia, zgadza się na urlopy z dnia na dzień?
Czy jest w porządku nadawanie na przełożonego, który nigdy z premedytacją nie wyrządził Ci krzywdy a jednocześnie prawie zawsze robi co tylko może, żeby Ci w jakiś sposób pomóc?
Te i inne, podobne pytania mam ochotę czasem zadać niektórym osobom w moim otoczeniu. Naprawdę. Ludzie donoszą gdzie popadnie, sieją plotki i nawet się nie zastanowią nad tym, że do kogoś to może dotrzeć, że komuś zrobi się przykro, i ktoś będzie się musiał tłumaczyć – dlaczego ludzie na Ciebie donoszą?
Taki jest świat. Takie życie. Z biegiem lat pewne rzeczy się nie zmieniają. Ci co donosili w szkole na innych, Ci co donosili za PRLu, Ci co na studiach kablowali… Ci sami ludzie rzadko się zmieniają i są w każdym możliwym środowisku, w każdym społeczeństwie, w każdej subkulturze. Zawsze znajdzie się ktoś kto Cię sprzeda, albo z czystej bezmyślności puści plotkę na twój temat.
Nauczyłem się ten fakt akceptować. Nauczyłem się nie ufać zbyt łatwo ludziom. Nauczyłem się. Tylko szkoda, że musiałem.


źródło: http://dlamnieciekawe2.blox.pl/




 ----------------------------------------------------------------------------



Od ostatniej notki minęły ze dwa tygodnie. No i trochę się pozmieniało… Zacznę od książki. Dałem pierwszą część do przeczytania Andrzejowi. Bardzo byłem ciekawy, co na ten temat myśli. Taki trochę sprawdzian z moich „umiejętności” pisarskich. Podsumował jednym zdaniem „rycie miałem jak ch**”. No i tym zdaniem sprowokował mnie do tego, że teraz znów piszę.
W szkole bez zmian. W sensie, że ludzie dalej tacy fałszywi, jak byli. Z jednym wyjątkiem. Rozmawiałem ostatnio z Martą. I, niewinna z początku rozmowa skończyła się na tym, na czym zazwyczaj kończą się niewinne rozmowy ze znajomymi z klasy. Czyli na rozmowie o klasie. Marta stwierdziła, że jest bardzo dużo chamstwa i obłudy. I tym jednym zdaniem podsumowała te ileś stron, które ja tutaj zapisałem. Zdradziła mi, że ma dylemat. Skoro wszyscy się wzajemnie obgadujemy to, wobec kogo mamy być lojalnym? I to jest bardzo dobre pytanie. Cała ta egzystencja wokół tych wszystkich ludzi ciągle sprowadza się do wyborów. Czy być cicho, czy dorzucić coś od siebie? Czy najechać na kogoś korzystając z okazji, że ofiara akurat tego nie słyszy? A może lepiej zjechać kogoś bezczelnie i oficjalnie? Ot tak, z nudów? No i przede wszystkim wobec kogo być lojalnym? Jeśli miałbym odpowiedzieć kierując się filozofią tej klasy powinienem odpowiedzieć, że wobec siebie. Ta klasa jest normalnie aspołeczna. Wszyscy twierdzą, że to jest normalne, takie zjeżdżanie, że tak jest wszędzie.
Taki jest świat. Ale ja nie chcę takiego świata.

piątek, 19 lipca 2013

Statystyczny podział zespołu sprzedażowego.



Kiedy czytam swoje wspomnienia z czasów szkolnych to zdarza mi się przypomnieć konkretne sytuacje, chwile. Tak też było podczas redagowania tej notki.
Prawdę mówiąc, jak patrzę na swoją pracę z zespołem obecnie, to jest ona łudząco podobna do zachowania klasy w trakcie lekcji.
Obowiązkiem (teoretycznie) ucznia jest uczyć się, uważać na lekcjach. W życiu zawodowym obowiązkiem (teoretycznie) jest dobra i sumienna praca. W praktyce jednak często wygląda to inaczej. Kiedy czasem się zamyślę i spojrzę na mój zespół z boku, widzę łudząco podobne zachowania do tych, które parę lat temu opisywałem. Tak łatwo jest sobie wyobrazić tych ludzi 5, 10 a nawet 15 lat wcześniej w szkole

Cześć z pracowników faktycznie pracuje jak należy, zależy im, wiedzą, że od tego jak pracują zależy to czy będą mieli co jeść. Są to osoby, które jeśli miałbym umieścić w swojej przeszłości były by w pierwszych dwóch ławkach, zawsze przygotowane, zawsze gotowe. W szkole miało to różne rezultaty, w pracy zazwyczaj efekty są.
Są też osoby, których nie widać. Po prostu robią swoje. W szkole pewnie trzymałby się z boku, ale byłyby ogólnie lubiane.
Część udaje, że pracuje, to najlepsze określenie. W praktyce oznacza to, że a to ukradkiem napisze sms’a, a to poczyta gazetkę, a to paznokcie pomaluje.
Porażająca większość coś tam niby robi, żeby nie podpaść, ale w praktyce bardziej im zależy na tym, żeby pogadać z kolegą obok. A to się opowie o ostatniej imprezie, a to o tym, że dziecko się wczoraj wywróciło i co będzie dziś na obiad. Ten ostatni temat jest na topie po 12.00, każdy myśli o jedzeniu, w szkole w sumie tez tak było, tyle, że mama kanapki zrobiła. Teraz albo zrobi je żona, albo mąż, albo na głodnego.

A teraz ciekawostka.
Przeprowadziłem analizę mojego zespołu pod kątem osiąganych wyników sprzedażowych. Pod lupę wziąłem 12 członków, którzy przepracowali więcej niż 3 pełne miesiące. Następnie posortowałem sprzedawców w kolejności od tego z najlepszymi wynikami do tego z wynikami najsłabszymi.

Wyniki wyglądają następująco:






Wniosek 1:
25% sprzedawców zrealizowało w sumie 40 % całego celu narzuconego na zespół.
42% sprzedawców zrealizowało drugie 40 % celu
33% sprzedawców zrealizowało pozostałe 22 % celu

W pierwszej chwili myślałem, że po prostu 4 najsłabszych doradców jest za słaba w stosunku do całego zespołu.
Zestawiłem więc wyniki z dalszego okresu czasu gdzie pracowali inni doradcy. Wykres nie zmienił się. Nie zrażony przeanalizowałem wyniki innego zespołu. Wyniki zawsze były do siebie bardzo zbliżone !
W każdym zespole są doradcy lepsi i gorsi.
Faktem jest jednak, że 25% zespołu potrafi zrealizować od 40 do nawet 50 % celu całego zespołu.


Wniosek 2:
Każdy jakieś zachowania wynosi z życia nastolatka do życia dorosłego.
Wspomniane 25% zespołu, to tacy doradcy którzy bardzo przykładają się do pracy, prawie nigdy nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Zawsze potrafią odpowiedzieć na pytanie klienta, są – można to tak ująć – bezobsługowi. Po prostu siedzą, pracują i są bardzo zaangażowani.



Pytanie do nauczycieli. Czy powyższy wykres przekłada się na sytuację szkolą?
Czy jeśli podzielimy klasę wg osiąganych stopni, sytuacja będzie podobna?




 ----------------------------------------------------------------------------


Zobaczmy co dzieje się z klasą. Mirosławy nie ma. Ostatnio w ogóle się nie widujemy. A mi zaczyna TO powoli przechodzić. Obok mnie, na psychologii siedzi Grażyna. I uczy się słówek na angielski .To jedyna rzecz, która w tej szkole nie sprawia mi trudności – Angielski. Ten przedmiot jest chyba najpotrzebniejszy. Wyjeżdżasz gdzieś za granicę, przynajmniej możesz się dogadać.
Przede mną Przemek, Krystyna ćwiczy pamięć – to jest tematem tej lekcji. Jedna osoba zapisuje 10 liczb na kartce, czyta je a druga ma je powtórzyć. Najpierw po kolei a później od tyłu. Chyba kiepsko im idzie, bo Przemek co chwilę klnie pod nosem. Oliwia, Justyna i Basia, siedzą wyjątkowo razem. Dyskutują. Oooo Oliwia właśnie się podrapała w intymnym miejscu ! Najpierw ostrożnie się rozejrzała, czy nikt nie widzi a potem drapudrapu. Ale ja bezczelny jestem...
Dzwonek.Teraz historia. Na przerwie pogadałem z chłopakami, opowiadali mi o imprezie u Jędrzeja. Levy opowiadał jak to siedział już ostro na bani i Jędrzej się pyta: „ Te, Levy. Na czyjej ja kurtce leżę?” A Levy na to: „ Na mojej”
- A mogę sobie ją ubrać?
- No możesz, albo idź sobie do pokoju obok, tam jest ciepło
- Ale mi jest ciepło.
- To po co chcesz ubierać kurtkę?
- A tak racja, racja…
Rozbrajające. Alkohol w sumie jest na poziomie normalności. Problemu z kupnem nie ma już od kilku dobrych lat. Jeśli wiesz gdzie kupić.
Inna historia, którą opowiadał Kunegund mi się przypomniała:
- Te, Jędrzej. Jest między nami jedna.. a nie! Dwie osoby…, które całowały się z Dorotą…
Takie hasła, zawsze wzbudzają dużo śmiechu i prowokują do wspomnień. A mnie z racji, że nie piję już od prawie 1,5 roku wszystkie te śmiechy i wspomnienia omijają. Coś za coś. Z drugiej strony jak się widzi takiego Kunegunda w poniedziałek – po niedzielnej imprezie – to może lepiej nie pić?
Wracamy do lekcji. Majka wyjątkowo dalej siedzi sama. Iwona siedzi z Basią. Generalnie nic się nie dzieje. Nudy. Magda z Martą wyjątkowo dobry humorek dzisiaj mają. Można z nimi lajtowo pogadać. Jak Ja nie cierpię poniedziałków. Zawsze się nudzę i denerwuję, że to dopiero początek tygodnia. Na całe szczęście święta idą a co za tym idzie przerwa świąteczna. Wreszcie sobie wypocznę.
Zacząłem się znów oglądać za moją księżniczką. Niestety takowej na horyzoncie brak. Muszę się skoncentrować na nauce. Przerwać pisanie, na jakiś czas.

czwartek, 18 lipca 2013

God save the queen !



W ciągu kilku ostatnich dni, w Wielkiej Brytanii jest podobno szaleństwo. Media donoszą o tłumach kotłujących się pod szpitalem w którym rzekomo „za niedługo” ma urodzić księżna Kate. Cały świat patrzy.

Tak sobie myślę, że szkoda, że Polska nie ma już króla i królowej. W formie reprezentatywnej. Dlaczego? Kurcze, wokół polityki, nie tylko polskiej, jest tyle nienawiści… Kto lubi polityków? Chyba nikt. A co z królewską parą? Nie no, Królowa to zupełnie inna bajka.
God Save The Queen…Brytyjczycy kochają królową, księżną i całą rodzinę królewską… a parlament brytyjski? Tu już gorzej. Ale… parlament można zmienić, a Królowej nie.
Chodzi mi o to, że rodzina królewska to taka… pozytywna strona polityki. Wszyscy ją kochają, nikt nie chce obalić jej tronu, nikt nie ma pretensji, zarzutów. Gdyby Brytyjczycy mieli sam parlament - pewnie wyglądałoby to tak jak u nas. Ciągłe pretensje, zarzuty. Polityk to ma przegwizdane, z samego faktu, że jest politykiem.

Taką to miałem refleksję po przejrzeniu porannej prasy. God save the queen !



----------------------------------------

Poszukałem, poszperałem i znalazłem. Mój stary notatnik z czasów LO.
Wrzucam więc moje ówczesne refleksje dot. uzależnienia od tytoniu…

----------------------------------------------------------------------------
 

Od ostatniego wpisu minął tydzień. No i sporo się zmieniło… Moje zauroczenie zaczyna przechodzić, głównie ze względu na brak kontaktu między nami. Niestety mam też inne zmartwienie. Od dziś, rzucam palenie. Nie palę już od 14 godzin i autentycznie zaczynam wymiękać. Jak pojawią się myśli „po co rzucać” to jest źle. Zaczynam się denerwować. A właściwie to może najpierw ograniczę? Nie. Stop. Takie myślenie jest złe. Wielokrotnie próbowałem ograniczać i rzucić, i efekt zawsze był taki sam. Z tego całego rzucania jest tylko jeden plus. Tak bardzo koncentruję się na chęci nie palenia, że nie myślę za dużo o NIEJ. Ale ja normalnie już wymiękam ! Po cholerę mam rzucać? To jest jedyna cholerna przyjemność w moim życiu. Aaaa jarać mi się chce ! Ale z drugiej strony, dlaczego mam pozwolić, żeby kawałek papieru mną rządził i kierował? Do jasnej ch… wymiękam.
(…)
Minął tydzień. Ostatnie rzucanie palenia (drugie już) trwało dokładnie 24 godziny. Pierwsze, które opisałem wyżej wytrwało całe 16 godzin. Prędzej czy później zawsze przychodzi pytanie „po co?” Po co rzucać? Bo palenie szkodzi? A co nie szkodzi w dzisiejszych czasach? Palenie zabija? A bo to mało rzeczy zabija? Na coś trzeba umrzeć. Bo za dużo kosztują? A to akurat prawda, kosztują sporo. Ale z drugiej strony, za każdą przyjemność się płaci. A fajki to dla mnie jednak przyjemność w życiu. Naprawdę.
W sumie jedyny argument przeważający za rzucaniem to taki, że nie lubię, kiedy ktoś lub coś mną rządzi. A tak to niestety z jest z nałogami.
Prosty przykład: Jakieś pół roku temu siedząc w domu zachciało mi się palić. Przez pierwsze dwie godziny tłumiłem to w sobie. A potem wymiękłem i podreptałem na rynek. Do rynku mam około 35 minut drogi. I jak na złość nikt nie szedł, żeby poczęstować. Kiedy doszedłem do sklepu zorientowałem się, że nie mam portfela. Wróciłem się do domu (20 minut truchtem), wziąłem portfel i poleciałem z powrotem. Cała impreza trwała więc jakieś 1,5h… Wreszcie kupiłem i zapaliłem. I dopiero w trakcie palenia zdałem sobie sprawę - co ten nałóg ze mną zrobił. Byłem gotowy dla jednego papierosa dreptać przez 1,5 h. I dziś wiem, że gdyby podobna sytuacja miała miejsce teraz zrobiłbym to samo.
Nie chcę nikogo namawiać do palenia, teraz wiem, ze lepiej było nie zaczynać. Palę od trzech lat. Mam 17. Przez ostatni rok wypaliłem 1,5 paczki dziennie. Od 3 dni ograniczam. Palę (a przynajmniej staram się) około 6 papierosów dziennie. I dobrze mi z tym. Dobra, tyle o nałogach.

środa, 17 lipca 2013

Kwestia chęci.



Tylu jest…ludzi ciekawych na świecie.
Takich wiesz, naprawdę ciekawych. Wystarczy się rozejrzeć dookoła. Taka Daga z Bazylem na przykład. Tyle świata widzieli... Oni są ciekawi, bo lubią podróżować… a to festiwal muzyki w Serbii, a to wycieczka do Iraku czy Iranu (nie pamiętam). Jeżdżą, zwiedzają, podziwiają.
Kwestia chęci.

Na youtube jest masa inspirujących i ciekawych ludzi, na przykład autorzy tych dwóch filmów:




Mistrzowie, naprawdę !
Sam czytam wiele blogów ludzi, którzy wydają mi się ciekawi, którzy coś fajnego zrobią, powiedzą. I nie mówię tu o tych setkach filmików na których ktoś rzuca jajkami w samochody czy coś w tym stylu. Mówię o takich prawdziwych filmach, które naprawdę chce się oglądać
Kwestia chęci.

A tutaj coś z kraju:



Przykład człowieka który miał marzenia i pomysł.

Internet daje olbrzymie możliwości. Tylko trzeba je umieć wykorzystać.
Albo chociaż trzeba próbować.
Jak ten tutaj – też próbuje i chyba idzie mu całkiem nieźle.


Wspomniałem o Dadze i podróżach?
Autorzy strony http://www.busemprzezswiat.pl/ poszli jeszcze dalej, jeżdżą starym „ogórkiem” po świecie.
Ich przykład w zasadzie powinienem dać na początku. Pierwszą wyprawę mieli po europie. Teraz zbierają ludzi na wycieczkę po Australii. I przez 4 lata uzbierali tylu sponsorów, że niczym się nie muszą stresować – da się? Da się. Całość, rzecz jasna, emitowana na youtube.com



I jak oglądam te wszystkie filmy, to sobie myślę –a ja? Czy ja jestem ciekawy dla świata?
Czy jak będę zamykał oczy ten ostatni raz i pomyślę o swoim bycie tutaj, to będę mógł z zadowoleniem stwierdzić – tak, dokładnie tak chciałem to życie przeżyć?
Takie to refleksje nachodzą mnie w ten piękny środowy poranek.

Internet daje olbrzymie możliwości. To tylko kwestia chęci.

(…)

A ty - jesteś ciekawy dla świata?

wtorek, 16 lipca 2013

T-furczo.

Dzisiaj twórczo.
Zainspirowany.



Bzdura totalna, szarawe niebo jest
Bzdura totalna, deszczówka leje się
Głowa mi pęka
Z nadmiaru tłustych słów
Tak więc odjadę
Zostawię wszystkich znów

Zabiorę z sobą psa
A z psem zabiorę Cię
Za Tobą Oni są
Więc ich zabiorę też.

Bzdura totalna, niebieskie niebo jest
Bzdura totalna, żar z niego leje się
Dłonie przy stopach
Z ciężaru ludzkich słów
Więc sam pojadę
Zostawię wszystkich znów.

Zabiorę z sobą psa
A z psem zabiorę Cię
Za Tobą Oni są
Więc ich zabiorę też.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Słuchawki.



Amen.
Słuchawki douszne, który wymyślił jakiś geniusz, faktycznie geniuszem był.
Co to za magia, że jak świat mnie denerwuje, a denerwuje mnie dość często to zakładam te douszne maleństwa i cisza, i nic, i tylko dźwięki z kabelków płyną.
I patrzę na ten świat dookoła, taki głuchy i biegnący.
Zauważyliście, że każdy gdzieś biegnie? Kiedyś takie doświadczenie zrobiłem. Usiadłem sobie w centrum handlowym z słuchawkami na uszach i w tej słodkiej ciszy prawie, wśród dźwięków dookoła patrzyłem na ludzi. I każdy biegnie. A jak nie biegnie to spacerki robi. Jakby to park był. Technologia do przodu to się ludzie z lasów i parków do centrów przenieśli.
I dzisiaj też jest taki dzień, że nic tylko słuchawki założyć.
Sto tysięcy spraw, wiesz, urwanie głowy i miliony pytań… A po co? A na co? A dlaczego?
A co ja – alpha i omega ?
No ludzie siedzą i pytają, pytają, pytają. A ja kiwam tą głową jak ten upośledzony lekko, że tak, że nie, że idź gdzieś indziej. Traktują mnie jak wyrocznię, a mi daleko do wyroczni, ani ze mnie Bóg, ani nawet Morgan Freeman. A już na pewno nie wyrocznia.
Ale co zrobić? Pytają to odpowiadam.

Był taki pomysł u nas w korpo, niegłupi swoją drogą, żeby postawić taką świnkę na biurku. Wiesz, świnkę skarbonkę. I jak ktoś ma głupie pytanie to do tej świnki musi piątaka rzucić. I tak czasem myślę, że gdyby tak to zrealizować – to biedna świnia pękłaby z przejedzenia.

A jak już o korpo mowa, to dziwna to firma jest. I dziwni ludzie dookoła.
Większość kogo znam to mówi, ze nienawidzi korporacji. Że układy, relacje itd. A ja korpo uwielbiam. Zazwyczaj przynajmniej. W taki dzień jak dziś, to i ja korpo nie cierpię. No ale mniejsza. No wiec tak sobie myślę, że może i są układy, ale gdzie ich nie ma? Kto widział firmę bez układów, gdzie wszystko jest fer? Rzeczywistość taka, że kończysz szkołę, studia jedne, drugie, piąte, szukasz pracy. I siedzisz sobie, rozumiesz, na ławeczce przed rozmową kwalifikacyjną, a obok siedzi jakaś tempa szczała z nogami po uszy. Co skończyłaś – pytam? Jaaaaa? Ja to ogólniaka, wiesz profil human…eheeee…
A po miesiącu słyszysz, że panienka teraz sekretarką prezesa jest. I co że nie ogarnia? E tam nie ogarnia, co ma ogarniać to ogarnie.
A u nas w korpo to przynajmniej tak perfidnie nie jest. Jak już ktoś ma układy, to się chociaż trochę nadaje do tego co robi.

Taaak.. Taki dzień, że nic tylko słuchawki założyć.