środa, 19 października 2011

Środa.

Otwieram oko. Najpierw jedno, spokojnie, i bez nerwów. By ten dzień też był
spokojny i bez nerwów. Jeszcze nie wiem co wczoraj się stało, jeszcze nic do mnie nie dociera. Znaczy dociera - dźwięk. Zatem ucho już się obudziło? Nawet dwoje uszu. Teraz budzi się myśl. Też powoli i nie śpiesznie. Po co się śpieszyć? Świat wystarczająco zasuwa do przodu. Cóż to jest za myśl? A tak to myśl rozpoznawcza. Rozpoznaje otaczający dźwięk. Budzik. Otwiera się drugie oko a ręka sięga by wyłączyć to to. I już prawie wyrzucam brzęczącą puszkę za okno kiedy pojawia się następna myśl "chwila… zapłaciłem za niego 50zł…"! I ta myśl jak codziennie rano sprawia, że budzik zamiast za oknem ląduje z powrotem na parapecie. Nie patrzę na niego nawet - przecież wiem, że jest 7:30 - jak co dzień. Obracam się w lewo. Jeszcze pięć minut… Jeszcze drugie pięć?Nie no dobra trzeba wstać.

W mieszkaniu cicho. Pusto jakoś. Nie chcę tego analizować - po prostu wstaję i idę puścić wodę do wanny. Dziś środa - dzień kąpieli i golenia. Kąpiel pobieram w pn, śr, pt i na specjalne okazje. Golę się też co drugi dzień - bo zarost mam lichy.

Wracam do pokoju. Na dzień dobry TVN CNBC. Interesuje mnie tylko na jakim
poziomie zamknęły się wczoraj akcje PGFu i PBG. Te mam w wirtualnym portfelu. Jest dobrze - 31.20 zł za akcje, kupiłem po 28,5 jeśli dobrze pamiętam.

Odpalam netbooka. Zanim się włączy otwieram lodówkę. Potem zamykam,
Otwieram raz jeszcze i raz jeszcze zamykam. To może jajka? Otwieram po raz trzeci wyciągam trzy jajka, szynkę (wow!) całość na patelnię. Postawić wodę na kawę, wsypać łyżeczkę i trochę do kubka kawy, wsypać dwie łyżeczki i trochę do kubka cukru. Wyłączyć wodę w wannnie. Wracam jeszcze tylko po rzeczy do ubrania i wchodzę do wanny. Szybka kąpiel i już prawie jestem gotowy, by zacząć dzień.

Pomieszać jajecznicę, zalać kawę. Potem spokojnie siadam przy stoliku i jem
śniadanie. TVN CNBC już nie chce - ile można spekulować jak otworzy się giełda polska i co dzieje się w Stanach? Puszczam Polsat - tam zawsze rano jakieś baje lecą. Dzisiaj mózg i ktoś tam chce przejąć władzę nad światem. Czego te bajki dzisiaj uczą? Wszystko jedno, grunt, że nie myślę tylko oglądam jak idiota.

Śniadanie zjedzone. Co ja dzisiaj robię? Patrzę w kalendarz. Szkolenie z
Inwestycji Giełdowych Zorganizowane przez GPW przy współpracy z FERKiem i WSB od godziny 10:30 do 15:30. Bomba. Wolne popołudnie, spokój z PLAYem i ING Bankiem Śląskim. Humor od razu mi się poprawia. Następuje sprawdzenie emaili. Jeszcze nikt nie odpisał. Cóż - o tej porze prezesi spółek pewnie jeszcze śpią. Ewentualnie jadą do pracy. Co muszę zrobić? Kalendarz mówi, że dzisiaj mam wysłać zapytanie do spółki HIT o decyzję w sprawie współpracy. Racja, trzeba się dowiedzieć czy zarobiłem czy nie. Piszę zatem szkic emaila, którego za moment wyślę. Kurcze. Nie mam emaila do tej spółki. Trudno, wyślę po południu. Co jeszcze na liście zadań do wykonania? Dodzwonić się do Chwilówek w sprawie współpracy ze spółką Standarder którą reprezentuję. Właśnie dlatego lubię swoją pracę. Poświęcam jej tyle czasu ile chce, ile mam i kiedy chce. Faktycznie moja (trzecia) praca polega na umawianiu spotkań pomiędzy prezesami. Rozmawiając z kimś z reguły podaję się za 'osobistego asystenta prezesa Artura Góreckiego' ładnie brzmi nie? I działa. Każda rozmowa przybiera niesłychanie poważny ton kiedy ludzie słyszą coś takiego. A jeśli traktują mnie poważnie - można wiele zdziałać. Uśmiech przez telefon, żart z sekretarką, danie do zrozumienia, że robię to samo co ona i połączenie z prezesem uzyskane. A tutaj już pełna powaga. Listę zadań przerzucam jeszcze tylko na telefon (program everynote jest niezastapiony) i wychodzę z domu.

Autobus oczywiście zwiał. Wiedziałem. Wiedziałem, że te nieszczęsne 5 minut
dłużej w łóżku obróci się przeciwko mnie. Ale na szkolenie zdążę. Pieszo.

Wykłady ciekawe. Sporo się nauczyłem. Głównie interesowało mnie samo
czytanie wykresów świeczkowych. No i są plusy. W drodze dostałem emaila od Prezesa Artura z listą spółek z którymi mam go umówić na spotkanie, emailem do HIT sp.z.o.o. Bomba, będzie co robić jak wrócę do domu. Szkolenie miało jeszcze jeden plus. Jeden wykład prowadziła Pani Małgorzata Józefaciuk - członek zarządu i wicedyrektor FERKu. Grzecznie przedstawiłem się jako Asystent Prezesa Góreckiego, porozmawiałem chwilę czego skutkiem jest jej wizytówka w moim portfelu oraz wstępna decyzja o spotkaniu na początku lipca. Życie to wykorzystywanie okazji. Jeśli trafia ci się okazja, bo poznajesz kogoś kto może pomóc Ci w życiu zawodowym - trzeba z tej okazji korzystać. A spotkanie osobiste zawsze jest lepsze niż telefoniczne. Dlatego też kiedy zobaczyłem dzisiaj Natalię (koleżankę ze studiów z czasów kiedy jeszcze studiowałem dziennie) nie wachałem się zbytnio i porozmawiałem z nią. Jej mama jest Prezesem zarządu firmy ochroniarskiej. Mam nadzieję, że jakoś mi pomoże. (Pozdrowienia Natalia ;) ). Życie to korzystanie z okazji;)

Autobusem już - wracam do domu. Posprzątam po śniadaniu. Gotuję kaszę i
Podgrzewam mielone. Żarcia mam na dwa trzy najbliższe dni. Wysyłam emaila do HITu, dopiszę Panią Małgorzatę do listy klientów, prześwietlę jej spółkę, wszystko dokładnie zanotuję. Takie zorganizowanie w mojej pracy jest niezbędne. Kiedy pracujesz dla trzech różnych firm, a twoja posada uzależniona jest od wyników - nie masz wyjścia. Albo ogarniesz - albo nie masz co jeść.
W telewizji przeglądam TVN CNBC bo ciekawy jestem jak ma się PGF. A ma się dobrze. I dobrze.

Jem obiadek, przeglądam kalendarz. Co jutro? Pierwsze pięć godzin dnia praca
dla PLAY, dwu godzinna przerwa na obiad i telefon do jednej ze spółek interesujących prezesa. A potem praca dla ING. Ale jutro już czwartek. A potem tylko piątek i wolny weekend. Life.