niedziela, 24 kwietnia 2011

Kicających Świąt:)

Tak tak, kicających. Nie wiem czemu, jakoś tak wesoło mi się kojarzy. Życzę wam moi drodzy spokojnych, odprężających i przede wszystkim uśmiechniętych świąt wielkanocnych. Życzę wam, żebyście potrafili poprawić sobie humor nie tylko w okresie świąt a także poza nimi, żeby nie trzeba było używać do tego celu żadnych wspomagaczy (np. tego bloga [chociaż oczywiście nadal zapraszam!]) i byli na prawdę szczęśliwi i zadowoleni;)
Dobra koniec tego słodzenia
Wesołych;)

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Mur.

Każdy z nas ma czasem takie chwile, że kiedy wszystko się wali - buduje wokół siebie mur. I ja nie jestem lepszy od innych bo tak naprawdę zacząłem robić to samo. No wiecie - zostałem kawalerem, nie chciałem się wiązać, żadnych kobiet, broń boże miłości czy związków. I wybudowałem sobie taki murek, żeby nikt nie mógł się do mnie zbliżyć, żeby nikt nie wiedział co naprawdę się we mnie dzieje, o czym tak naprawdę myślę. Nie wiem ile w takim murze mógłbym żyć. Ludzie potrafią żyć tak latami. Czy wychodzi i m to na dobre czy złe nie mnie oceniać. Mój mur wytrzymał jakiś tydzień. Cholernie długi tydzień - a potem szlag go trafił. Bo jest pewna osoba, która zna mnie tak dobrze, tak idealnie mnie rozumie i tak doskonale wie co robie… że wie też, jak taki murek zniszczyć zanim stanie się nie do obalenia. I chodź tego nie chciała, chociaż nie chciała robić nic czego ja bym nie chciał… zburzyła go. I za to Ci najdroższa dziękuję. Bo na moją własną prośbę odsunęłaś się ode mnie i pozwoliłaś żyć po mojemu. Tylko po to, żeby do mnie dotarło jak wiele dla mnie znaczysz i jak bardzo kocham to nasze wspólne życie i… Ciebie.

Odeszłaś po to by mój mur rozleciał się w drobny mak.

Czy będę tego żałował? Nie wiem. Ale wiem jedno - czegoś co zbudowało się razem przez półtorej roku, chodźby bardzo się chciało - nie można zniszczyć w kilka tygodni, czy nawet miesięcy. Nie można z dnia na dzień przestać kochać tak jak nie można udawać, że się nie kocha. Znaczy można udawać, ale na tym polega miłość i związek, że ta druga osoba i tak będzie wiedziała, że się udaje.

Suma sumarum - taki ze mnie kawaler jak z babci nastolatka.

Co jest potrzebne człowiekowi do szczęścia?

Większość wymieniła by: "udana rodzina, praca w której się spełniasz i jednocześnie dobrze zarabiasz, hobby, przyjaciele…". A ja powiem miłość. Miłość do pracy - w której czuję się sobą i dobrze zarabiam - miłość do pasji - dzięki którym odrywam się w swój świat i nic innego się nie liczy, miłość do przyjaciół - na których zawsze mogę liczyć… i wreszcie miłość do Niej. Do tej, z którą tak naprawdę chcę być do końca życia. Wiem, że te słowa zobowiązują, zdaję sobie z tego sprawę tak samo jak zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie dalej jak tydzień temu chciałem być kawalerem. I wiecie co? To był błąd. Tak naprawdę bez Miśki… mnie nie ma. Mam was wszystkich gdzieś - nawet jak będę się z nią kłócił do końca życia - warto - jeśli później się pogodzimy.
Każdemu życzę tyle miłości ile ja mam w sobie - a co za tym idzie - tyle szczęścia w życiu;)

Czasem jestem zmienny jak kobieta prawda? Pozwolę zostawić to sobie bez komentarza;)

I na zakończenie - ze specjalną dedykacją dla Justynki - fragment długo wyczekiwanej (mam nadzieję) książki… ;)

----------------------------------------------------------------------------

Ze względu na zbyt dużą ilość osób poprawiających sprawdzian – zostałem przesadzony do … Ani! Siedzę z nią w ławce po raz pierwszy od dwóch lat. I, jak było do przewidzenia – ani me – ani be. Ja piszę, ona sobie rysuje. To już wiem co ona robi na lekcjach. Rysuje! Ale nie tak profesjonalnie, z tego co widzę tylko takie sobie zarysowywanie kratek. Kończę bo akurat film oglądamy.

Oglądając film wpadłem na pomysł, żeby zrobić małe doświadczenie. Najpierw zapytałem się Ani „co słychać” i jak się należało spodziewać wzruszyła ramionami. Wyciągnąłem więc kartkę i rozpocząłem konwersację w starym szkolnym stylu:

[Ja] Co tam słychać ciekawego?
[Ania] W porządku.
[Ja] Fajnie, jak z nauką?
[Ania] Dobrze.
[Ja] Aleś się rozpisała…

No i na tym moja głęboka i jakże długa rozmowa z Anią została zakończona… Przez resztę lekcji nie odzywała się ani słowem...

Chemia. Pisaliśmy kartkówkę, klasa zaczyna przysypiać, mimo iż jeszcze matma i kartkówka z gegry. Dzwonek. Ostatnia lekcja dzisiaj – wspomniana wyżej geografia. Już po kartkówce. Z tego co widzę to zadowoleni są tylko Ci, którzy ściągali. Mi generalnie uśmiech nie schodzi z twarzy;) Teraz patrząc na klasę już wiem, kto ściągał. Taka Mirosława na przykład razem z Grażynką szeroki smile. Ściągi pochowane i happy. W ogóle jaka ta klasa potrafi być bezczelna… Basia zapytała Mirosławę, czy to prawda, że jest ze mną. Naturalnie nie jest to prawdą, ale Mirosława dla żartu powiedziała, że tak. Co Basia skwitowała… „O rany to ja Ci współczuję”:/ Ja Cię solę… aż taki tragiczny jestem? Podobnym stwierdzeniem skitowały to Iwona i Gośka. Co się dzieje w tej klasie to normalnie przechodzi ludzkie pojęcie… Chłopaki za mną stwierdzili, że nie wzięli zeszytów (jakieś zadnie było czy coś), bo „myśleli, że kartkówka jest przez całą godzinę” co nauczycielka skwitowała stwierdzeniem „indyk też myślał”. Na gerze zawsze rycie jest. Lejdis ostatnio siedzą we trzy. Tj. Halina, Ilona i Urszula. Wiola, która chyba jest najładniejsza z nich wszystkich zaczyna się trzymać z Justyną i Oliwią. WJO (Wiola, Justyna, Oliwia) są zabójcze. Gdyby tak jeszcze Marta z Magdą do nich dołączyły byłyby ewidentnie najładniejszą piątką w klasie. Każda z nich mieści się w pojęciu „kobieta – marzenie”. Niestety nie dość, że Lejdis trzymają się z daleka od reszty to żadna nie ma ochoty poznać Magdy czy Marty. A i ja sam nie wiem, czy chciałbym je poznać lepiej (w sensie lejdis). Czasami lepiej nie wiedzieć jaki kto naprawdę jest. Niewiedza czasem to błogosławieństwo. Chyba dzwonek za chwilę, bo Kryśka się ubiera. Jak Kryśka się ubiera to znaczy, że zaraz zadzwoni. Ta dam – dzwonek.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Freedom?

Od wczoraj jestem kawalerem. Zaczynam nowe, pełne spokoju, uśmiechu i szczęścia życie. Rany julek ile można było się w związku kłócić? I dlatego też mili Państwo poznajcie Pana Piątka - kawalera.

Cóż się zmieniło? Wszystko od A do Z. Zero przejmowania się, stresu, nerwów, kłótni, oglądania się za siebie, głupich myśli. Wolność totalna… i to nie samemu;) Bo ja jestem kawalerem z panną:) To się chyba nazywa otwarty związek i jak na razie spisuje się świetnie. Zero bólu po rozstaniu - bo przecież ona nadal jest. Zero awantur - bo przecież nie jesteśmy razem. A co jest? Czas dla znajomych, którego nie miałem od pół roku (sorry…), wolność totalna i pierwsze zmiany. Pierwsza zmiana? Obciąłem się. Nareszcie! Już mnie krew zalewała z tymi włosami, a jakoś tak nie chciałem się obcinać, ze względu na Miśkę. A teraz już mogę. Mogę wszystko - i jest mi z tym dobrze:)
Każdemu życzę tego co mi się przytrafiło - przemyślanych decyzji, czasem trudnych ale takich, po podjęciu których ma się tą świadomość - że to była dobra decyzja i nie będzie się jej żałowało:)
A książkę wreszcie przepiszę…

Niemieckiego uczę się jak świr. Non stop:) W drodze - mp3 z nagraniami niemieckich dialogów, w domu - program do nauki słówek. Nigdy nic mnie tak nie pochłonęło jak ten język. Dziwi mnie, że tyle osób go nie lubi, mnie się bardzo podoba, jest strasznie łatwy do zrozumienia:) Obczaiłem sobie niemieckie radio internetowe z regionu do którego pojadę - i w wolnych chwilach słucham radia:) Fajna muzyka bardzo, chociaż w większości angielska;) Ale lata, które najbardziej lubię w nim lecą:) Radio nazywa się "Schwarzwald Radio" i można go posłuchać tutaj. Serdecznie polecam;)