W ciągu kilku ostatnich dni, w Wielkiej Brytanii jest podobno
szaleństwo. Media donoszą o tłumach kotłujących się pod szpitalem w którym
rzekomo „za niedługo” ma urodzić księżna Kate. Cały świat patrzy.
Tak sobie myślę, że szkoda, że Polska nie ma już króla i
królowej. W formie reprezentatywnej. Dlaczego? Kurcze, wokół polityki, nie
tylko polskiej, jest tyle nienawiści… Kto lubi polityków? Chyba nikt. A co z
królewską parą? Nie no, Królowa to zupełnie inna bajka.
God Save The Queen…Brytyjczycy
kochają królową, księżną i całą rodzinę królewską… a parlament brytyjski? Tu
już gorzej. Ale… parlament można zmienić, a Królowej nie.
Chodzi mi o to, że rodzina królewska to taka… pozytywna
strona polityki. Wszyscy ją kochają, nikt nie chce obalić jej tronu, nikt nie
ma pretensji, zarzutów. Gdyby Brytyjczycy mieli sam parlament - pewnie wyglądałoby to tak jak
u nas. Ciągłe pretensje, zarzuty. Polityk to ma przegwizdane, z samego faktu,
że jest politykiem.
Taką to miałem refleksję po przejrzeniu porannej prasy. God
save the queen !
----------------------------------------
Poszukałem, poszperałem i znalazłem. Mój stary notatnik z
czasów LO.
Wrzucam więc moje ówczesne refleksje dot. uzależnienia od
tytoniu…
----------------------------------------------------------------------------
Od ostatniego wpisu minął tydzień. No i sporo się zmieniło…
Moje zauroczenie zaczyna przechodzić, głównie ze względu na brak kontaktu
między nami. Niestety mam też inne zmartwienie. Od dziś, rzucam palenie. Nie
palę już od 14 godzin i autentycznie zaczynam wymiękać. Jak pojawią się myśli
„po co rzucać” to jest źle. Zaczynam się denerwować. A właściwie to może
najpierw ograniczę? Nie. Stop. Takie myślenie jest złe. Wielokrotnie próbowałem
ograniczać i rzucić, i efekt zawsze był taki sam. Z tego całego rzucania jest
tylko jeden plus. Tak bardzo koncentruję się na chęci nie palenia, że nie myślę
za dużo o NIEJ. Ale ja normalnie już wymiękam ! Po cholerę mam rzucać? To jest
jedyna cholerna przyjemność w moim życiu. Aaaa jarać mi się chce ! Ale z
drugiej strony, dlaczego mam pozwolić, żeby kawałek papieru mną rządził i
kierował? Do jasnej ch… wymiękam.
(…)
Minął tydzień. Ostatnie rzucanie palenia (drugie już) trwało
dokładnie 24 godziny. Pierwsze, które opisałem wyżej wytrwało całe 16 godzin.
Prędzej czy później zawsze przychodzi pytanie „po co?” Po co rzucać? Bo palenie
szkodzi? A co nie szkodzi w dzisiejszych czasach? Palenie zabija? A bo to mało
rzeczy zabija? Na coś trzeba umrzeć. Bo za dużo kosztują? A to akurat prawda,
kosztują sporo. Ale z drugiej strony, za każdą przyjemność się płaci. A fajki
to dla mnie jednak przyjemność w życiu. Naprawdę.
W sumie jedyny argument
przeważający za rzucaniem to taki, że nie lubię, kiedy ktoś lub coś mną rządzi.
A tak to niestety z jest z nałogami.
Prosty przykład: Jakieś pół roku temu
siedząc w domu zachciało mi się palić. Przez pierwsze dwie godziny tłumiłem to
w sobie. A potem wymiękłem i podreptałem na rynek. Do rynku mam około 35 minut
drogi. I jak na złość nikt nie szedł, żeby poczęstować. Kiedy doszedłem do
sklepu zorientowałem się, że nie mam portfela. Wróciłem się do domu (20 minut
truchtem), wziąłem portfel i poleciałem z powrotem. Cała impreza trwała więc
jakieś 1,5h… Wreszcie kupiłem i zapaliłem. I dopiero w trakcie palenia zdałem
sobie sprawę - co ten nałóg ze mną zrobił. Byłem gotowy dla jednego papierosa
dreptać przez 1,5 h. I dziś wiem, że gdyby podobna sytuacja miała miejsce teraz
zrobiłbym to samo.
Nie chcę nikogo namawiać do palenia, teraz wiem, ze
lepiej było nie zaczynać. Palę od trzech lat. Mam 17. Przez ostatni rok
wypaliłem 1,5 paczki dziennie. Od 3 dni ograniczam. Palę (a przynajmniej staram
się) około 6 papierosów dziennie. I dobrze mi z tym. Dobra, tyle o nałogach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz