czwartek, 18 lipca 2013

God save the queen !



W ciągu kilku ostatnich dni, w Wielkiej Brytanii jest podobno szaleństwo. Media donoszą o tłumach kotłujących się pod szpitalem w którym rzekomo „za niedługo” ma urodzić księżna Kate. Cały świat patrzy.

Tak sobie myślę, że szkoda, że Polska nie ma już króla i królowej. W formie reprezentatywnej. Dlaczego? Kurcze, wokół polityki, nie tylko polskiej, jest tyle nienawiści… Kto lubi polityków? Chyba nikt. A co z królewską parą? Nie no, Królowa to zupełnie inna bajka.
God Save The Queen…Brytyjczycy kochają królową, księżną i całą rodzinę królewską… a parlament brytyjski? Tu już gorzej. Ale… parlament można zmienić, a Królowej nie.
Chodzi mi o to, że rodzina królewska to taka… pozytywna strona polityki. Wszyscy ją kochają, nikt nie chce obalić jej tronu, nikt nie ma pretensji, zarzutów. Gdyby Brytyjczycy mieli sam parlament - pewnie wyglądałoby to tak jak u nas. Ciągłe pretensje, zarzuty. Polityk to ma przegwizdane, z samego faktu, że jest politykiem.

Taką to miałem refleksję po przejrzeniu porannej prasy. God save the queen !



----------------------------------------

Poszukałem, poszperałem i znalazłem. Mój stary notatnik z czasów LO.
Wrzucam więc moje ówczesne refleksje dot. uzależnienia od tytoniu…

----------------------------------------------------------------------------
 

Od ostatniego wpisu minął tydzień. No i sporo się zmieniło… Moje zauroczenie zaczyna przechodzić, głównie ze względu na brak kontaktu między nami. Niestety mam też inne zmartwienie. Od dziś, rzucam palenie. Nie palę już od 14 godzin i autentycznie zaczynam wymiękać. Jak pojawią się myśli „po co rzucać” to jest źle. Zaczynam się denerwować. A właściwie to może najpierw ograniczę? Nie. Stop. Takie myślenie jest złe. Wielokrotnie próbowałem ograniczać i rzucić, i efekt zawsze był taki sam. Z tego całego rzucania jest tylko jeden plus. Tak bardzo koncentruję się na chęci nie palenia, że nie myślę za dużo o NIEJ. Ale ja normalnie już wymiękam ! Po cholerę mam rzucać? To jest jedyna cholerna przyjemność w moim życiu. Aaaa jarać mi się chce ! Ale z drugiej strony, dlaczego mam pozwolić, żeby kawałek papieru mną rządził i kierował? Do jasnej ch… wymiękam.
(…)
Minął tydzień. Ostatnie rzucanie palenia (drugie już) trwało dokładnie 24 godziny. Pierwsze, które opisałem wyżej wytrwało całe 16 godzin. Prędzej czy później zawsze przychodzi pytanie „po co?” Po co rzucać? Bo palenie szkodzi? A co nie szkodzi w dzisiejszych czasach? Palenie zabija? A bo to mało rzeczy zabija? Na coś trzeba umrzeć. Bo za dużo kosztują? A to akurat prawda, kosztują sporo. Ale z drugiej strony, za każdą przyjemność się płaci. A fajki to dla mnie jednak przyjemność w życiu. Naprawdę.
W sumie jedyny argument przeważający za rzucaniem to taki, że nie lubię, kiedy ktoś lub coś mną rządzi. A tak to niestety z jest z nałogami.
Prosty przykład: Jakieś pół roku temu siedząc w domu zachciało mi się palić. Przez pierwsze dwie godziny tłumiłem to w sobie. A potem wymiękłem i podreptałem na rynek. Do rynku mam około 35 minut drogi. I jak na złość nikt nie szedł, żeby poczęstować. Kiedy doszedłem do sklepu zorientowałem się, że nie mam portfela. Wróciłem się do domu (20 minut truchtem), wziąłem portfel i poleciałem z powrotem. Cała impreza trwała więc jakieś 1,5h… Wreszcie kupiłem i zapaliłem. I dopiero w trakcie palenia zdałem sobie sprawę - co ten nałóg ze mną zrobił. Byłem gotowy dla jednego papierosa dreptać przez 1,5 h. I dziś wiem, że gdyby podobna sytuacja miała miejsce teraz zrobiłbym to samo.
Nie chcę nikogo namawiać do palenia, teraz wiem, ze lepiej było nie zaczynać. Palę od trzech lat. Mam 17. Przez ostatni rok wypaliłem 1,5 paczki dziennie. Od 3 dni ograniczam. Palę (a przynajmniej staram się) około 6 papierosów dziennie. I dobrze mi z tym. Dobra, tyle o nałogach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz