sobota, 27 lipca 2013

Przyjaciel.

Siemanko,
Zanim napiszę coś więcej to chciałbym się czymś pochwalić. A co, chwalić to ja się lubię. W każdym razie mój blog został zakwalifikowany do konkursu „blog miesiąca”. I wygląda na to, że biorę w nim udział. Idzie mi co prawda marnie, ale wiecie, udział jest ;)
Tak czy inaczej jeśli macie chęć zagłosować to po prawej w linkach jest taki awatar „Konkurs, Blog miesiąca lipiec” który magicznym kliknięciem przenosi was na stronę konkursu i tam jest ankieta w której możecie zagłosować.

Dobra, tyle spamu – do rzeczy – Przyjaciel. Otóż nawiedzała mnie ostatnio refleksja, dlaczego ja sprawiałem wrażenie takiego nieszczęśliwego przez całe LO. Wiecie, czytam te fragmenty i czytam… I ojej, jaki to ja biedny, a to się śmieją, a to wychowawca itd. No, strasznego boroka z siebie robiłem … I doszedłem do wniosku, że mi po prostu było trzeba przyjaciela ! Takiego co z nim zawsze można pogadać, wyżalić się, który podniesie na duchu.

Gdybym wtedy miał takiego przyjaciela jak teraz... a zresztą, nie ma co gdybać.
Jaki jest mój przyjaciel?:
- Uważa, że jest najważniejszy na świecie. Ewentualnie ja a potem on. (brzmi znajomo hmm?)
- Potrafi mi zeżreć kołdrę (tak, zeżreć),
- Rozpycha się jak jasna cholera,
- Jak nie chcę wstać to będzie mnie budził do skutku,
- Uwielbia się ze mną kłócić i bezczelnie mówić, że nie mam racji,
- Jak wracam po pracy to włączają mu się sprężyny zamiast nóżek,
- Jak chcę się wyżalić – zawsze udaje że mnie słucha

To tak w skrócie. Korek, bo o nim mowa to prawdziwy potwór nad potwory. Ma w sobie duszę pit-bulla, jestem tego absolutnie pewny. Ale to dzięki niemu w dużej mierze, jestem spokojniejszy niż kiedyś, zdyscyplinowany (wstaję rano!), ogarnięty. Pomyśleć, że tyle lat żyłem w chaosie a trzeba było tylko tej mała bestii, żebym nauczył się dyscypliny …



Ja i mój zarośnięty przyjaciel Korek.


----------------------------------------------------------------------------

No i po świętach. Wigilia klasowa minęła zadziwiająco dobrze. Odniosłem wrażenie, że przez te pół godziny naprawdę wszyscy sobie dobrze życzą. Przez pół godziny poczułem się jak w prawdziwej klasie. Bez chamstwa, obłudy, fałszywości, ze szczerością przy składaniu życzeń, uśmiechami przy rozmowach. A jednak klasa jak chce, to potrafi. Naprawdę szczerze mnie zaskoczyli. Teraz siedzę na chemii z wychowawcą. Piszę, bo chemii właściwie nie ma. Druga grupa ma zaległości i mają ten sam temat, który my mieliśmy przed świętami. Chyba już zapisali co trzeba bo zostaliśmy poinformowani, że do 16.01.2009 roku oceny końcowe na pierwszy semestr muszą być wystawione. Trzeba się wziąć za siebie.
Nauczyciele powariowali. Przed wystawieniem ocen każdy  „dorzuca coś od siebie” najczęściej w formie sprawdzianu. Tu lekturka do przeczytania, tam sprawdzianik i tak przez cały tydzień. A wracając do wigilii to miło było, ale po świętach wszystko wróciło już do normy, a jak ! Znów jest powrót do starych spraw, roztrząsanie co by było gdyby itd. Na topie obgadywania chwilowo jest „sprawa Tomka”. Tj. gdybanie co by było gdyby Tomek bliżej skumplował się z chłopakami? Czy Alicja miałaby więcej koleżanek? Czy rozstaliby się przez nas? No i tym podobne rozważania.  Bo Tomek i Alicja to taka nasza klasowa para, trzymają się strasznie z boku. Są spoko, ale strasznie się od reszty odizolowali. Ale w sumie, może to nie głupie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz