Dzień zacząłem dziś od „no woman, no cry”. Jakoś tak mam, że
w sytuacjach, w których ciężko mi się ogarnąć, ciężko zrozumieć niektóre
zachowania, także te moje, ta piosenka trochę mnie wyłącza.
Miliard myśli na sekundę. Jak to jest, że zawsze musi być
jakiś problem? Nie można by tak beztrosko, bez zawracania sobie głowy? Brakuje
mi umiejętności kalkulacji, właściwej oceny sytuacji. Rzeczy, które zawracają
mi głowę, to banały. Naprawdę, wydają się mega ważne, mega istotne i w ogóle –
wow, muszę się tym zająć najlepiej natychmiast. I tracę czas, energię, siebie –
a potem się okazuję, że w sumie to... było niepotrzebne.
Jeśli coś wydaje ci się ważne – zastanów się 10 razy czy na
pewno takie jest.
W pracy – i w życiu – staram się kategoryzować rzeczy „do
zrobienia” wg. Matrycy czasu stworzonej przez Dwight Eisenhower’a, która to
matryca wygląda następująco:
I wszystko byłoby ładne i piękne gdyby nie fakt, że trzeba rzeczy jeszcze prawidłowo ocenić. O ile ocena pilne czy nie – jest stosunkowo prosta, o tyle ocena ważności – już nie.
Bo co jest dla mnie ważniejsze? Życie prywatne czy zawodowe?
Przyjaźń czy miłość? Szkoła czy praca? Hobby czy obowiązki…?
Biorę głęboki wdech, i już się ogarniam.
A może na basen?
A może na basen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz