wtorek, 26 listopada 2013

Marzenia komunikacyjne.



Dzwoniła mama. Synku, przyjedziesz na obiad?
Wychodzę z domu. 5 minut rowerem na przystanek tramwajowy, to nie problem. Tramwaj przyjeżdża punktualnie.
Jest ładny, nowoczesny, w środku nie śmierdzi, a kierowca się uśmiecha. Rower stoi grzecznie w miejscu do tego przeznaczonym. Z głośników leci muzyka, mili ludzie siedzą obok mnie i zagadują wesoło.
Bilet kosztuje złotówkę, taką symboliczną, bo podróż dłuższa, resztę dopłaca miasto, które dba o to, żeby było mniej korków na drogach, żeby było mniej spalin. Miasto dba o ekologię, prawda?

Z tramwaju wysiadam w budynku. Ten budynek to supernowoczesne centrum komunikacji, gdzie znajduje się również galeria katowicka. Przed moimi oczami są dwie tabliczki – w lewo na pociąg – w prawo na autobus. Zarówno jedno jak i drugie odjeżdża z tego samego miejsca, zarówno jedno jak i drugie pozwala mi zabrać w podróż mój ukochany rower.
Wybieram pociąg. Jest ciepło, ładnie. Jest bezpiecznie, bo – nazwijmy to umownie – dworzec – jest nafaszerowany monitoringiem. Owszem, miliony oczu non stop patrzą na to co robię, ale co z tego, jeśli dzięki temu mogę czuć się bezpieczny?

Przyjeżdża pociąg. Wszystko zgrane jest tak, żebym nie musiał czekać zbyt długo. Pociąg nowoczesny, równie wygodny jak tramwaj, równie ekologiczny i szybki. Nie płacę za bilet, przecież już jeden mam. 20 minut, tyle trwa dojazd z Katowic do Kobióra (za tychami). Po wyjściu wsiadam na rower. Powietrze jest czyste, nie ma spalin. Drogi nie są dziurawe, bo ludzie jeżdża komunikacją albo rowerami – to przecież się opłaca.

Cześć mamo, już jestem.
Marzenia? Owszem. Ale może kiedyś je spełnię.

Znalezione w sieci: Z życia nowoczesnej Europy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz