Spasłem się. No spójrzmy prawdzie w oczy – brzuch mi rośnie.
Co prawda nie wyglądam jeszcze jak rasowy kierownik, ale jednak coraz bliżej mi
do tego.
I o ile moja spaśliwośc, że to tak nazwę, do nie dawna
zupełnie mi nie przeszkadzała, ba wręcz byłem z niej dumny (idąc torem -
najpierw masa potem rzeźba) o tyle okazuje się, że już czas coś ze sobą zrobić,
bo za chwilę będę wyglądał tak:
A tego byśmy nie chcieli… O nie.
Jako człowiek, który ma ogromny zapał (zazwyczaj słomiany)
pomyślałem, że coś bym w sumie z tym zrobił. Tylko…a to trochę mi się nie chce,
a to nie do końca jestem pewien czy ten akurat sport mnie się podoba, a to za
mało się zmęczę, a to za dużo się zmęczę, a to przyjemnie się śpi więc po co
wstawać, a to jestem zmęczony itd… I codziennie prowadzę ze sobą taki oto
dialog pt „spasłem się, trzeba coś z sobą zrobić”. Ciekawy jestem czy wy też
macie takie dylematy, na zasadzie zrobiłbym coś – ale może od jutra ?
Szukam więc. Szukam więc sportu, który mnie zainteresuje. Poszukiwania
rozpocząłem od podjęcia próby kopania w piłkę. Niestety – sport wzbudzający tak
ogromne emocje w naszym kraju, okazał się jednak nie być dla mnie. Bądźmy
szczerzy - jeśli chodzi o granie w piłkę, to ze wstydem przyznaję, że nie wiem
kto bardziej cierpi – ja czy piłka. Nawet nie wiedziałem jak wiele precyzji
jest potrzebne do takiego kopania! Walę w tą piłkę jak młotkiem w gwoździa a
piłka zamiast w prawo, leci w lewo, zamiast do kolegi to do przeciwnika. Pod
warunkiem, że w nią trafię oczywiście.
Poza tym, jest to sport zespołowy, więc na każdym kroku
widać, że mam dwie lewe nogi – w porównaniu do kolegów z drużyny.
Tak więc piłkę wykluczam – i szukam dalej, bo przecież nie
chcę się spaść, prawda?
---------------------------------------------------------------------------
Na ostatniej geografii był sprawdzian. Znaczy klasa miała
sprawdzian. A ja? Ja zwątpiłem. Pogadałem z nauczycielką, mówiąc, że nic nie
umiem, i mija się to z celem. I skończyło się tak, że klasa dostała sprawdzian
a ja piszę za tydzień (?!). Koledzy i koleżanki naturalnie się pytają dlaczego
tak, ale dla własnego dobra nie zamierzam nikomu mówić, że tak się z nią
dogadałem. Układ z nauczycielką to jednak jest najcenniejsza „pomoc naukowa”.
Wiele nie potrzeba, żeby sobie życie poukładać. W domu
trzeba słuchać poleceń rodziców. W szkole? Chodzić do niej i na luzie pogadać z
nauczycielami. Tylko broń boże nie prawić komplementów. Raczej twardo i
szczerze. Szczerość działa. Nauczyciel gdy słyszy komplement reaguje tak,
jakbym chciał mu dać łapówkę (testowane!). Ze znajomymi po prostu się spotykać.
Tak naprawdę wystarczy odrobina wysiłku, trochę czaru osobistego, dobrego wrażenia i wszystko się układa.
Tak naprawdę wystarczy odrobina wysiłku, trochę czaru osobistego, dobrego wrażenia i wszystko się układa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz