Wiecie jak to jest. Niby wszystko gra. Patrząc z boku – Francja elegancja. Tyka, łazi, dzwoni, piszczy. Trybiki korporacji zatrzaskują
się ze sobą tworząc schematyczny układ.
Kiedy patrzysz na wszystkie trybiki na raz stwierdzasz, że
jest idealnie skonstruowany. Perfekcyjny niczym pani domu.
Ale kiedy przyjrzysz się bliżej, jak robi to wspomniana Pani
domu ze swoją białą, równie perfekcyjną rękawiczką stwierdzasz, że jednak nie
wygląda „To To” tak ślicznie. Otóż zdarzają się trybiki wykrzywione, trochę
zardzewiałe, średnio działające. Trybiki nie chcące współpracować celem
wyższego dobra (to jest mojego), tudzież większego zarobku. Takimi trybikami
trzeba zająć się należycie.
Zegarmistrz – to jest ja – biorę takowego petenta i
szlifuję, poleruję, chucham i dmucham. Liczę na to, że go wyprostuję, że będzie
współpracował, działał, a pozostałe trybiki kiedy tylko ten jeden zostanie
zreperowany zaczną prawidłowo funkcjonować. A jeśli to nie działa.. Cóż, jeśli
to nie działa zarządzam świniaeksmisję.
A potem przychodzi ON. I mówi, że zegarek ładny – a jakże.
Odpicowany. Godzinę nawet pokazuje. Ale martwi go, że trybiki jakby trochę
krzywe, niedoczyszczone. I żebym coś zrobił.
No to biorę kolejny trybik, znowu chucham dmucham, wygląda
ok. Wsadzam go z powrotem w czeluście zegarka i co? I znowu się krzywi,
wykręcając przy okazji pozostałe trybiki.
I – do cholery jasnej – tak w kółko.
Zegarek działać musi. Inaczej właściciel zegarka zmieni
zegarmistrza a może i cały zegarek.
P.S
Dzisiaj się zmotywuję i przepiszę wreszcie wspomnienia z LO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz