wtorek, 24 września 2013

Autor marudzi cz.2



Wspomnień z LO mam sporo, zazwyczaj nie ciekawych, ale jest jedno, które nie wiedzieć czemu strasznie utkwiło mi w pamięci… Miałem taką koleżankę, bardzo dobrą zresztą, wołaliśmy na nią „szczerzuja”. Do dziś nie wiem, skąd właściwie się to właściwie wzięło, ale mniejsza.
Pamiętam jak kiedyś złapałem taką straszną chandrę. Nie wiele robiłem, nie wiele chciało mi się  nic robić, za to strasznie marudziłem. Na wszystko. Na szkołę, na oceny, na nauczycieli, na rodziców, na mieszkanie z rodzicami, na brak auta, na komunikację. Bądźmy szczerzy – jak ktoś chce to potrafi nic innego nie robić tylko narzekać. Z tą koleżanką byłem wtedy solidnie skumplowany i jak to zwykle bywa w takich wypadkach, marudziłem głównie jej.
I potem nastąpiła sytuacja, która nie wiedzieć czemu strasznie utkwiła mi w głowie, powiedziała mi mianowicie coś w stylu: „ty weź się wreszcie ogarnij, bo się już słuchać nie da tego twojego biadolenia. Co się dziwisz, że jesteś sam, że nie masz do kogo paszczy otworzyć jak wiecznie narzekasz. Więc albo skończysz biadolić albo gadaj se do siebie”. I te zdanie, to jedno zdanie tak mi utkwiło. To było jak… jakby mi ktoś solidnego kopniaka zasadził.
I tak sobie myślę, że nigdy nie wiadomo jak długo bym jeszcze marudził na wszystko i do czego by to doprowadziło. Ona wtedy tym zdaniem zasadziła mi takiego kopniaka, że faktycznie się ogarnąłem. Każdemu życzę takich znajomych, którzy najpierw wysłuchają tego twojego marudzenia a potem zamiast przytakiwać w stylu „oj, jakie ty masz straszne życie, jesteś taki nieszczęśliwy” opierdzielą Cię solidnie i weźmiesz się w garść.
Za każdym razem jak łapie mnie ta „jesienna chandra” to staram sobie sam zasadzić takiego kopa.
Szczerzuja – dzięki ;)



FPZSTKZBID

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz